Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Consumer Electronics Show (CES) + The Show 2005 w Las Vegas - reportaż

Początkiem stycznia od lat w Las Vegas odbywa sie największa światowa wystawa elektroniki konsumenckiej. Vegas w tym okresie, przynajmniej na tych parę dni, jest tym dla audiofila, videofila, fana elektroniki w szerokim tego słowa znaczeniu, czym Mekka dla muzułmanina czy Rzym dla katolika. Każdy Ziemianin, któremu elektronika jest bliska sercu i może sobie na to pozwolić, powinien przynajmniej raz w życiu odbyć pielgrzymke do CES. Dla mnie tym szczęśliwym rokiem życiowej pielgrzymki był 2005. Po kilku godzinach lotu z Filadelfii znalazłem się na środku pustyni, na której dziwnym trafem, wbrew zdrowemu rozsądkowi wyrosły największe światowe hotele. Miasto dziś nazywane "fun capital of the world" albo po prostu "sin city".

Wszystko to jest efektem specjalnej strefy prawnej Nevady, która zezwala na rzeczy gdzie indziej zabronione. Nawet lato z temperaturami do 40-47C nie odstrasza nikogo, więcej - jest to najszybciej rosnące miasto w USA. Nie jest to typowe miasto amerykańskie pełne drapaczy (nie ma żadnych), nie jest to też miasto europejskie - jest jedyne w swoim rodzaju. W świecie hotele buduje sie wokół turystycznych atrakcji, w Vegas hotele są turystyczną atrakcją. Znane nam sieci jak Mariott czy Hilton stoją dopiero w drugim rzedzie :). Co nowszy hotel to większy, bardziej szokujący pomysłowością, oryginalnością, widać kasę, widać przepych. Główna ulice - słynny Strip - stanowią największe światowe hotele-kasyna i nic ponadto. Jako że mieszkańcy są tak zajęci hazardem jak i mniej nobliwymi rozrywkami, niewiele czasu im zostaje na zwiedzanie świata, więc mają własny mini Paryż, mini Wenecję, mini Luxor, mini NewYork i wiele innych, jak największe na świecie fontanny tryskające w takt muzyki na wysokość 70m, co jest już szczytem dekadencji na środku pustyni.

Ale wróćmy do celu naszej pielgrzymki: CES jest prawie 10 razy większa jeśli chodzi o ilość uczestników niż HE (około 140 tys. odwiedzających). Wystawa obejmuje 16 miejsc wystawowych, w tym LVCC (Las Vegas Convention Center). Jest to największe Convention Center w USA, o powierzchni około 30ha. Teren wystawy + dojazd z hoteli obsługiwało 9 linii autobusowych powołanych tylko na czas wystawy.

Ilość wystawców jest tak ogromna, że niemożliwością jest zobaczenie wszystkiego i czasowo i kondycyjnie, zatem jak to w życiu bywa trzeba z czegoś było zrezygnować. Wybór był prosty - skupiłem sie tylko na high-end audio (bez kina domowego, które mieściło się w innej cześci miasta). Miałem ułatwione zadanie, gdyż wszyscy producenci audio skupieni byli w Alexis Park oraz na sąsiadujacej wystawie The Show (tylko high-end) w St. Tropez. Wielu producentów high-endu było niezadowolonych z CES, więc stworzono dodatkową wystawę tylko dla high end audio, odbywającą się w tym samym czasie po sąsiedzku. Sprawozdanie pokrywa obie wystawy z uogólnionymi wrażeniami (wejściówka na CES daje prawo wstępu na The Show). Organizatorzy The Show twierdzą, że ich wystawa jest lepsza niż CES jeśli chodzi o audio - ja nie miałem takiego wrażenia. Producenci byli podzieleni pomiędzy oba hotele wystawy w moim odbiorze w sposób losowy, po 300 na każdą. Moje typy były zarówno na CES jak i The Show.

Linie autobusowe niestety były zoptymalizowane pod kątem efektywności przewozu ludzi a nie łatwości z ich korzystania. Dodając do tego fakt, że kierowcy i cała armia informatorów była wynajęta tylko na czas wystawy i niedostatecznie przeszkolona, spędziłem 1.5h jeżdżąc różnymi autobusami pomiędzy różnymi punktami, aby się zarejestrować. Cóż, pierwszy raz jest zawsze bolesny :). Koło 10 rano gehenna rejestracji była za mną, uzbrojony w "badge holder" przepustkę, linią 2 ruszyłem do Alexis Park aby zobaczyć co 600 producentów high-end ma do zaoferowania (300 w CES i 300 w The Show za płotem).

Alexis Park to dwupoziomowy hotel położony wokół basenów i gajów palmowych. Niestety zastała mnie polska pogoda - deszcz i nawet spadały płatki śniegu co wywołało większe zainteresowanie wśród zwiedzających niż najzacniejsze high-endowe klocki (przynajmniej przez 2 minuty), gdyż uczestnicy wylegli tłumnie pod palmy, podobno od 1996 roku nie widziano śniegu w Vegas. Cóż, na mnie śnieg zrobił małe wrażenie, więc skorzystałem z chwilowego opustoszenia.

Na obu wystawach brakowało największych producentów z USA jak Krell czy Mark Levinson, co jest zrozumiałe, gdyż wiele pokojów oferowało dźwięk za porównywalne, często o połowę mniejsze pieniądze, w jakości nie osiągalnej dla dużych producentów, moim skromnym zdaniem oczywiście, bowiem wrażenia audio są silnie subiektywne. Cóż, reklama sieci delearów kosztuje i te koszty ponosimy my klienci, a największy koszt ponosi muzykalność, a często jej brak. Wystawa była pełna egzotycznych firm, z wieloma spotkałem się po raz pierwszy mimo, że jestem regularnym bywalcem audio forów.

Z powodu ogromnej ilości wystawców skupiłem się tylko na producentach, których brzmienie mi się podobało (podobało - czyli brzmiało lepiej niż prywatne domowe audio oparte na firmach 1-2 osobowych nikomu prawie nie znanych). Po moim ostatnim "upgrade" nie było ich więcej niż 70%, co jest wynikiem przyzwoitym zważywszy miejsce, w jakim się znajdowałem.

Może zacznijmy od topu w rozumieniu organizatorów - na The Show wyodrębniono "Golden Selection" - kilku wyróżnionych producentów. Ogromną salę zajmował Gryphon Audio Design, duński producent monstrualnych rozmiarów wzmacniaczy zaprentował Antileona wraz z ogromnymi kolumnami własnej produkcji - Poseidon. Dźwięk wielki, potężny, dynamiczny, ale brakowało mu ducha, tego czegoś nieuchwytnego, nie miał zwinności Ferrari - miał brutalną siłę 18-to kołowca, to nie moja para kaloszy. W audio poszukuję wyrafinowania, zwinności, precyzyjności, nie brutalnej siły, ale na wielu dziennikarzach robił wrażenie, audio to bardzo subiektywna dziedzina.

Kolejna prezentacja z cyklu Golden Selection to Edge Electronics (słynne audiofilskie wzmacniacze amerykańskie uważane za wyrafinowaną kontynuację PASS labs) + Wisdom Audio. Nieco mniejsza siła, bardziej subtelnie, ale wciąż brak nirwany.

Kolejna próba to pokój pełen legend audio: uważany za najlepsze źródło CD/SACD EMM Labs (jedyny CD z upsamplingiem do DSD) + przedwzmacniacz 6-kanałowy również z EMM Labs, końcówki z darTZeel i kolumny, na które od jakiegoś czasu zwracam baczną uwagę (wyjaśnię potem) Von Schweikert Audio model 9SE. Znów dźwięk był wielki, szczegółowy, dynamiczny, bardziej płynny niż Gryphon, nic mu nie brakowało, ale jednak nie porwał mnie, nie miał tego czegoś, czego oczekiwałbym od high-endu opartego na źródle za 15k$ kolumnach za 60k$, brak tego nieopisywalnego czaru.

Kolejne monstra wystawił Cabasse: aktywny subwoofer Saturn 55 wraz z Cabasse Baltic II trójdrożnym głośnikiem koncentrycznym. Znów dźwięk wielki, potężny, jednocześnie relaksujący, sala była zawsze pełna. Mogę sobie wyobrazić, że ten typ dźwięku ma swoich entuzjastów, coś w sobie ma. Na szczęście dla mojego portfela szukam w audio bardziej smaku niż ilości. Wolę kieliszek wyrafinowanego wina niż wiadro bardzo dobrego...

Przez przyjazdem na CES myślałem, że brak lamp w torze odsłuchowym pozbawia dźwięk ducha - to była moja teza wynikająca z doświadczeń z lat poprzednich na Home Entertainment, CES+Show miał je potwierdzić. Niestety życie audiofila jest pełne niespodzianek. Kłam takiemu uproszczeniu, że SS nie może być muzykalne, zadały mi Edge, nowy Pass Labs seria XA, a najbardziej dwie inne firmy. Jedna bardzo znana - amerykański Jeff Rowland. A druga to włoska Bluenote.

Zacznijmy od Jeffa i jego niewiarygodnie muzykalnych mini, a jednocześnie maxi monobloków. Mini gdyż objętościowo Model 501 to zaledwie 5.1l (7.8kg), maxi gdyż daje on 500/1000 W na 8/4 ohm. Pamiętajmy, że flagowy Jeff Model 301 (zrealizowany w tradycyjnej technologii) to 50l i 43kg wagi przy mocy 400/650 W przy 8/4 ohm. Jest to możliwe podobno za sprawą ICE Power, nowej opatentowanej technologii transformacji mocy. ICE Power naprawdę działa, 10 razy mniejsza objetość, większa moc i dźwięk, który ma duszę (tak, ma duszę i jest SS) i jest atrakcyjny dla kogoś, kto uważa SS za martwą brzmieniowo technologię. Wyczyn nie lada, byłem pod absolutnym wrażeniem po pierwsze, że urządzenie "solid state" może tak brzmieć, po drugie, że urządzenie o tak wielkiej mocy może tak subtelnie i pełnie brzmieć. Przyzwyczajony byłem, że monstrualne SS dają ogromną przestrzeń, bas, dynamikę jumbojeta przy starcie, ale że są skrajnie niemuzykalne. Producent twierdzi, że strata muzykalności w stosunku do tradycyjnej technologii jest maksymalnie 10-20% - rozsądny kompromis zważywszy, że te miniaturki grały zdecydowanie powyżej średniej wystawowej.

Już rozumiem dlaczego podziemna prasa audio (ta co nie drukuje reklam i prowadzi otwartą wojnę z producentami audio, którzy robią kasę) ze znanych powszechnie producentów jedynie Jeffa poleca obok takich 1-2 osobowych manufaktur znanych wąskiemu gronu audiomaniaków jak Clayton, Monarchy, Naked Truth Audio, Aloia czy z większych Sim Audio... na znanych, wielkich nie zostawiając suchej nitki. Nie jest to niestety złośliwość podziemia, tylko coś co łatwo sprawdzić empirycznie - na szczęście dla mnie nie jest to już bolesne doświadczenie gdyż od 2 lat moje domowe hi-fi schodzi powoli do podziemia :).

Druga niespodzianka to Demidoff Signature z serii Villa, włoskiej manufaktury Bluenote o słusznych rozmiarach 43l, 43kg, ale mocy jedynie 50W na pojedynczej parze tranzystorów na wyjściu, taki SET oparty na tranzystorach. Piękny płynny dźwięk, delikatny a jednocześnie dynamiczny, posiadający duszę. Po latach błądzenia i ślepej wiary, że nowe SS (tranzystory) to nowoczesne zatem lepsze, w 2002 nawróciłem się na stare. Dziś widzę, że obie technologie odpowiednio zrealizowane mogą zarówno brzmieć jak i męczyć każda inaczej: źle zrobiony SS będzie miał dźwięk ostry, jaskrawy bądź bumiasto-potężny, źle zrobiona lampa zamęczy wełnistym basem, brakim wysokich, super słodką średnicą, nadmiar szczęścia to też nieszczeście, wszystko musi być w umiarze. Zatem znów jestem w punkcie wyjścia, audio kołem się toczy...

Nigdy nie byłem fanem SET - ich niewątpliwą zaletą jest czarująca średnica, ale brak dynamiki jest niezaprzeczalny, a muzyka symfoniczna bez dynamiki i rozmachu to nieporozumienie, a nie każdy słucha 2-osobowych składów jazzowych i 3-osobowych chórków. I tu znów spotkała mnie niespodzianka. Art Audio Carissa, 16-watowy SET wraz z głośnikami Cox Audio Systems SM-081 (efektywność 99dB) + CD Metrone dały fenomenalną średnicę znaną fanom SET wraz z dynamiką rozmachem znaną dobrym SS, ale bez ich wad. Niewątpliwie jedna z najlepszych prezentacji wystawy. Zestaw (całość) za około 15k$ dał dźwięk nieosiągany w pokojach zagraconych 2-3 razy większa ilością kawałków w cenach kilkukrotnie wyższych. Był to prawdziwy deal.

Kolejna wielka niespodzianka spotkała mnie przy próbie analizy źródeł. Rzucała się w oczy ogromna ilość Esotericów (szczególnie kochany w USA model DV-50S). Uniwersalne źródło (DVD-V,DVD-A,SACD,CD) klasy high-end za rozsądne pieniądze dające jak wieść niesie 80% możliwości 2-krotnie droższych jednoformatowych klocków. Niestety te 20% dla mnie czasem jest wystarczające, aby coś było przeciętne lub wybitne. Swoją drogą ciekawy trend ze świata samochodów, że każdy masowy producent aut ma swoja lepsza wersję Toyota -> Lexus, Honda -> Acura, Nissan -> Infinity w audio Sony ma Qualie i do niedawna Teac miał Esoterica (który wg. słów wystawcy od pół roku jest już oddzielną firmą po 25 latach bycia lux wersją Teac).

Nie brakowało też Metrome, AudioAreo z Francji, czy Lectora z Włoch (wielki przebój CES 2004, czeka się miesiącami na ten odtwarzacz, takie jest zapotrzebowanie). Producenci najdroższego sprzętu używali dCD lub Emm Lab uważanego za absolutny top technologii CD/SACD. W jednym miejscu nienarzucająco się grał SACD Sony. Nie widziałem wiele DVD-A, za to nie brakowało ekstremalnie drogich gramofonów, co ciekawe w dwóch miejscach widziałem jako źródło studyjne szpulowe Tascamy, Revox. Dźwięk nie odbiegał jakością od średniej wystawy.

Tylko w jednym miejscu spotkałem prezentację wielokanałową. Przestrzeń w niczym nie odbiegała od tego co daje przestrzałe dwukanałowe audio, a efekty dźwiękowe za moimi plecami bardziej mnie rozpraszają niż podpalają. O ile rozumiem potrzebę kanałów tylnych w surround (kino, akcja dzieje się wokół nas), to siedzenie tyłem do muzyków albo w środku grającego bandu jest co najmniej dziwne. Nie jestem przyzwyczajony do takiego sposobu prezentacji, jest on dla mnie obcy. Co prawda chodzą słuchy, że przemysł nagraniowy zaczyna to rozumieć i kolejne płyty DVD-A i wielokanałowe SACD bedą miksowane w bardziej tradycyjny sposób, ale znów pozostaje problem finansowy. Będę szczęśliwym człowiekiem gdy będę mógł sobie pozwolić na dobrej klasy 2-kanałowy wzmacniacz i dwie dobre kolumny (nie wspomnę o pięciu i ilości potrzebnego miejsca i kabli), więc myślę że technologię wieloknałową spotka ten sam los co spotkał kwadrofonię.

Wierzę, że dwukanałowe SACD/DVD-A przeżyje jako nisza rynkowa, niestety nie mam takiego przekonania w stosunku do wielu kanałów, gdyż moim zdaniem nie dają nic więcej niż dobrze zrealizowane 2-kanałowe audio, a często mniej jeśli porównam do lampowych wzmacniaczy. Może wiele kanałów na lampach jest odpowiedzią? Tego jeszcze nie widziałem.

Czwartym źródłem dźwięku wcale nie rzadko spotykanym na CES były - o zgrozo - media servery. Co ciekawe, dźwięk również nie odbiegał zbytnio jakością od średniej wystawowej. O zgrozo, bowiem jako hard-core audiofil chcę wierzyć, że transport ma znaczenie zasadnicze (jitter). A nie jest wielką tajemnicą, że media serwery często używają masowej produkcji CD-ROMów do archiwizacji muzyki na seryjnej produkcji HDD - przecież to musi mieć jitter w milisekundach. Była to nowość, nowy trend, zacznę się martwić poważnie jak spotkam demo, które mnie chwyci głęboko za serce i źródłem będzie media server. Będzie wtedy czas zrewidować kolejne poglądy, na szczęście moje typy na najlepszy dźwięk wystawy wciąż były oparte na klasycznym high-endowym CD bądź SACD.

CES znów potwierdził, że bardzo dobrej klasy CD jest zdecydowanie lepszy niż dobry SACD. Z tego, że technologia ma teoretycznie 24-bity nie wynika automataycznie, że w odtwarzaczu za 1000$ przy użytych tanich elementach wyciągniemy więcej niż 20-cia (słyszałem 16-bitowy CDP kasujący o rząd SACD ale o tym później). High-endowi producenci CDP twierdzą, że szumy własne elementów nie pozwolą osiagnąć praktycznej rozdzielczości 22 bitow w najbliższych latach. A 21 dzięki różnym przemyślnym algorytmom osiagają dzisiejsze klasyczne CDP. Stare Arcamy z połowy lat 90-tych brzmią lepiej (muzykalnie, pełnie, bardziej bogato harmonicznie) niż 3-cie od góry SACD Sony z 2002 roku. Nie technologia ma znaczenie tylko jej realizacja.

Żyjącym dowodem na to jest japońska firma Zanden, o której wiele czytałem (tak wstrząsnął on w zeszłym roku audio jak Kopernik XV-wieczną Europą :) ). Otóż najlepszy brzmieniowo i najdroższy cenowo DAC Zandena Model 5000 to 16/44.1! Firma jedynie w niższych modelach stosuje over/upsampling do 24/192 i ma czelność twierdzić, że perfekcyjnie zrealizowany 16/44.1 DAC - jak model 5000 - jest lepszy niż nieco tańsze DAC z całą serią "uzdatniaczy". Dźwięk rzeczywiście był niesłychanie analogowy, precyzyjny, bogaty, przestrzenny, pełen szczegółów. Czy SACD brzmi lepiej? Ciężko powiedzieć, zależy od towarzystwa. Firma zaprezentowała też własnej produkcji monobloki 60W model 9500 oparte na triodzie 845. Raz jeszcze kolejna high-endowa manufaktura dowodzi, że audiofilski pies w realizacji jest pogrzebany, a nie wymyślnej technologii czy teoretycznej 24-bitowej rozdzielczości nieosiągalnej w praktyce.

Ogólnie w tym roku miałem wrażenie, że najważniejszą częścią zastawu odsłuchowego poza pokojem są głośniki i wzmacniacze. Zestawy oparte na wyrafinowanych kolumnach zawsze brzmiały co najmniej bardzo dobrze bez względu czy był to trasport za megadolce czy CDP za 4-5k$. Z kolei zestawy oparte ma kilkusetkilogramowych monstrualnych głośnikach przytłaczały zamiast czarować. Ogólnie, mimo nacisków audiofilskiej opinii publicznej, nie jestem fanem ani rozwiązań wstęgowych - ich super przestrzenne, domniemanie precyzyjne wysokie jakby unikały mojej uwadze. Nie zwalały też z nóg wyczyny super czułych tub o efektywnościach 100dB. Powiem więcej - mają one pewien typ dźwięku, ale jest on dla mnie zbyt jasny, zbyt krzykliwy, choć inaczej krzykliwy niż jasny SS. Stare wyrafinowane, klasyczne kolumny dynamicze doprawadzone do perfekcji były tym co koiło moją audiofilską duszę i przypominało wyrafinowaniem wyroby średniowiecznych lutników. Jak zawsze od lat oczarowła firma Joseph Audio i jej konstrukcje.

Za 12-20k$ można stać się posiadaczem kolum z duszą, słyszałem je z różną lampową elektoniką, zawsze grały czarująco. Kompletny szok przeżyłem w pokoju 2906, gdzie Jeff 501, pre Edge grał z nieznanymi mi monitorami Magico (nigdzie Jeff nie grał tak urzekająco, a grał w kilku pokojach). Obraz był tak niesamowity: przestrzeń, barwa, lekkość, a jednocześnie dynamika prezentacji, płynność, szybkość po prostu perfekcyjna. Muzykalność dźwięku wyprzedzała o rok świetlny konkurencję. Co ciekawe, zarówno Edge jak i Jeff Rowland mimo, że to bardzo udane konstrukcje, nigdzie nie brzmiały tak rewelacyjnie, więc redukując zmienne doszedłem do wniosku, że winne tej niesamowitej anomalii dźwiękowej muszą być te niepozorne monitory z nieznanej mi firmy. Tak mną wstrząsnęły, że gotów byłem je kupić, jeśli cena byłaby tak niepozorna jak ich wielkość! Te niepozorne monitory okazały się szczytem klasycznej technologii obudów. To nie prasowany MDF tylko lite drewno brzozowe specjalnej konstrukcji, tweeter aluminiowy i midwoofer tytanowy. Niestety cena 20k$ za minimonitory ostudziła mnie bardzo i kolejny raz dotarło, że dobre rzeczy dobrze kosztują. Niestety nie jest to relacja symetryczna i nie wszystkie dobrze kosztujące rzeczy są dobre. Brzmienie było niewiarygodne - Jeff Rowland brzmiał lepiej z nimi niż legandarne konstrukcje lampowe jak CAT JP-1 (młodszy brat CAT JP-2 uważanego przez podziemnych recenzentów za "the best of the best") z Merlinami. Niesłychany popis wirtuozji, nieoczarowani mogli by być jedynie wielbiciele dźwięku jak stadion z dynamiką jumbojeta - ze zrozumiałych względów te mini monitory nie mogły dostarczyć takich wrażeń. Była to lampka wyrafinowanego 50-letniego wina. Dodam, że źródłem był CDP Einstein z Niemiec. Producent Magico był po raz pierwszy na wystawie. Do tej pory robił tylko na specjalne zamówienia dla wytrawnych smakoszy, definitywnie nie jest to konstrukcja dla wszystkich i cenowo i muzycznie. Dla mnie taki SET pośród kolumn, nie jest najlepszy we wszystkim, ale to w czym jest dobry jest najlepszy.

Kolejną prezentację, która mną pozytywnie wstrząsnęła wykonał Von Schweikert - firma, o której jest coraz głośniej i która wywołuje wiele szumu pośród "naziemnych" recenzentów. VR-4SR najnowsza konstrukcja w konfiguracji z moimi ulubionymi lampami VAC (integra PHI 110W trioda za 19k$) chyba najpięknieszy wzmacniacz wystawy + CD Oracle. Dźwięk był nawet bogatszy harmonicznie niż Magico, ale nie miał już tej szybkości i finezji, ale jako, że to duże kolumny z dwoma wooferami, był bardziej dynamiczny, większy, ale już nie tak wyrafinowany. I to właśnie te kolumny za perfekcyjne wyważenie, prawie perfekcyjną dynamikę i szybkość, prawie perfekcyjne bogactwo harmonicznych i duszę, a także za realizm cenowy (jedynie 8k$ za 70kg kolumny) są moimi kolumnami wystawy. Ich 8-krotnie droższy brat VR-9SE z potężnymi monoblokami SS nie zrobił na mnie w połowie takiego wrażenia. Czy droższe VR-9SE są gorsze? Wątpię. Widać tu jak ważna jest synergia pomiędzy komponentami, która pozwoli wydobyć z nich najwięcej oraz oczywiście zapatrywania słuchacza. Niestety nie wierzę w coś takiego jak obiektywizm recenzentów - każdy ma pewne swoje zapatrywania, osobiście wierzę i widziałem po reakcjach, że na większości monstrualne urządzenia Edge + duże VR-9SE robiły większe wrażenie niż VAC + małe VR-4SR co widać było po zajętości pokoju i owacjach.

Bardzo bogatą harmonicznie prezentację dały wspomniane powyżej przystępne finansowo - jak na CAT oczywiście - Convergent Audio Technology JP-3 za 12k$ wraz z kolumnami Merlin. Dźwięk był pełny, muzykalny, nie miał jednak szybkości i zwinności jaką miały VonSchweikert wraz z VAC, choć był tak bogaty harmonicznie, że aż organicznie gęsty. Ja osobiście preferuje poświęcić trochę tej muzykalności za szybkość, ale to moja subiektywna ocena i rzesze audiofilów z Audio Asylum by się ze mną nie zgodziły i dobrze, bo dzięki temu mamy taką rzeszę producentów produkujących tak różnie brzmiące wzmacniacze czy kolumny.

Nie wypada nie wspomnieć o firmie Wavac, która wstrząsnęła (cenowo) czytelnikami Stereophila w 2004 roku poprzez prezentację wzmacniacza SH-833 w ośmiu kawałkach w cenie 375k$. Na wystawę Wavac dojechał ze zubożonym bratem HE-833MK-II. Są to monobloki SET 150W, jedynie w czterech kawałkach i za jedyne 150k$, co i tak wystarczyło aby być najdroższym wzmacniaczem wystawy. AudioNote Ongaku w porównaniu to budżetowy wzmacniacz dla studentów. Czy tą absurdalną cenę usprawiedliwia używanie złota zamiast miedzi na płytkach drukowanych? Dźwięk wyśmienity, delikatny, dynamiczny, precyzyjny. Czy 7 razy lepszy niż sugeruje cena od typowych konstrukcji za 20k$? Raczej nie, ale Rolce-Royce też nie jest 7 razy lepszy od Mercedesa i wciąż znajduje nabywców.

Ciekawą prezentację przygotował Tact - procesor RCS 2.2X do korekcji odbić fal w pokoju wywołał we mnie mieszane uczucia. Niewątpliwie dokładność lokalizacji i wyrazistość instrumentów była poza zasięgiem zarówno SS jak i lamp, klasa sama w sobie, szybkość dźwięku też fenomenalna wręcz nienaturalna, ale miałem jakieś dziwne uczucie zamętu w głowie. Może zbyt duża ilość informacji w zbyt krótkim czasie, miałem wrażenie, że większa niż w naturze i mój procesor się przegrzał i wyszedłem zmęczony z odsłuchu, wolę bardziej rozmyte, relaksujące brzmienie. Ale dla wielbicieli absolutnej precyzji i tych co wierzą, że nie ma czegoś takiego jak zbyt duża ilość szczegołów jest to "must have". Nie można tu nie wspomnieć, że dla Tact pracuje i była obecna na wystawie nasza rodaczka Agnieszka Kossakowska, jedyna osoba z Polski jaką spotkałem na CES+Show.

Imponujące kable pokazał Elrod. Przyzwyczaiłem się już do kabli grubości kciuka, nawet przegubu damskiej ręki, ale kabel grubości męskiego bicepsu to coś nowego, a takie wymiary ma Elrod Statement. Dźwięk był przejrzysty i szybki, ale jaka to zasługa kabla, a jaka elektroniki towarzyszącej stwierdzić nie potrafię. Niestety do dziś żaden z producentów kabli nie wpadł na pomysł, aby po jednej stronie zrobić prezentację z extra kablem a po drugiej z gorszym dla porównania, coby dać słuchaczowi odczuć wpływ kabla.

Bardzo innowacyjne urządzenie zaprezentowała ELP Corporation z Japonii - laserowy odtwarzacz płyt gramofonowych. Konstrukcja to owoc pracy zespołu japońsko-amerykańskich inżynierów (20mln$ kosztowała realizacja), premiera odbyła się w NY lat temu kilka, jednak był to mój pierwszy raz kiedy mogłem go zobaczyć. Nabywca może zapomnieć o ramieniu, wkładkach gramofonowych, o czyszczeniu płyt. Mamy obsługę jak w CD czyli dostęp do kolejnych ścieżek. Dodatkowo nie czuły jest na zużycie płyt, laserowy odczyt gwarantuje wieczność płyt. Bardzo interesujące urządzenie w nieco zaporowej cenie 15k$. Urządzenie jest używane w Japonii do archiwizacji starych zużytych nagrań z LP na cyfrowych nośnikach. Dla mnie to nadzieja, że może w końcu ktoś pięknie brzmiące nagrania LP lat 60-tych przegra na CD z jakością audiofilską. Nie jest bowiem tajemnicą że CD Beatles-ów mrożą krew w żyłach swoją przeraźliwą jakościa albo jej brakiem, podczas gdy na LP brzmią przepięknie. Cena 15k$ nie jest niska, ale pamiętajmy, że to innowacyjny, jedyny w swoim rodzaju produkt. Pierwsze plazmy też kosztowały 24k$, a dziś kosztują poniżej 3k$ (po 4 latach od premiery). Niestety w przypadku tego cyfrowego gramofonu nie można mieć złudzeń, że powstaną konkurencyjne modele i zmuszą producenta do obniżenia ceny, a szkoda... Dźwięk był bardzo dobry, ale nie wybitny, co mogło też być spowodowane przez użytą elektronikę w torze odsłuchowym, synergię pomiędzy elementami, małym pokojem, złym ustawieniem kolumn...

Jak zwykle bardzo dobrze brzmiącą ekspozycję przygotował tajwański Usher, zdecydowanie powyżej średniej jakościowej przy cenach zdecydowanie poniżej średniej cenowej. Kolumny o sylwetce Sonus Faber z tweeterem berylowym (jak w JMlab) w cenach 4-8k$ prezentowały rewelacyjny dźwięk, bujane przez ich własne monobloki SS w klasie A (150W za 2200$), też ich własne źródło w cenie poniżej 1k$. Mnie osobiście bardzo cieszy inwazja azjatycka. Może inni światowi producenci zostaną zmuszeni do zejścia z cenami do ziemi. Myślę, że czasy gdy "chińskie" produkty byly utożsamiane z tanimi bublami powoli przemijają. The Absolute Sound tytuł wzmacniacza roku 2003 przyznał konstrukcji lampowej z Honk Kongu ASL Hurricane (200W czystej mocy za 4k$).

Na zakończenie, jako że brakło wystawców z Polski, wspomnę o sąsiadach z Pragi czeskiej, firmie KR Audio, która znajdzie się w audiofilskiej księdze Guinesa za sprawą KR T 1610 - największych lamp jakie w życiu widziałem, pół metrowe monstra. Fani Western Electric musieli czuć się rozczarowani widząc, że ich WE308 zostały zdetronizowane. Zapytałem o cenę, niestety producent nie chciał o niej mówić tajamniczo się uśmiechając, że jest równie duża jak lampy. Na żywo można było je usłyszeć w Kronzilla Dm 42W SET wzmacniaczu tejże firmy, dźwięk był tradycyjny lampowy - ciepły bogaty, fani SET nie bedą rozczarowani, dodatkowo pokój nie będzie potrzebował ogrzewania. Lampy firmy KR Audio można było zobaczyć też u innych producentów lampowych wzmacniaczy, którzy wypowiadali się o nich z dużym uznaniem.

Największą niespodzianką tegorocznej wystawy pozostanie chyba jednak małe znaczenie źródła: w wielu pokojach grały CDP za 5-10k$ i dźwięk jako całość nie podobał mi się mimo, że prywatnie używam 9 letnie CDP w 1/10 tej ceny. Nie twierdzę, że źródło nie ma znaczenia, jednak jego znaczenie, bazując na tym co słyszałem, jest drugorzędne w stosunku do kolumn czy toru wzmacniającego. Dodać należy również, że po raz kolejny potwierdziło się, że "size does not matter" za sprawa maleńkich wymiarami Jeff-ów i Magico, które w moim odczuciu dały popis szybkości, muzykalności, przezroczystości poza zasięgiem wielkich "potworów".

Sławomir Orłowski

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl