Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Cairn Makalu / K3HC


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 6/96
Wymiary: 432,75,255 mm (Makalu) 432,110,255 mm (K3HC)
Moc: 80/8 (K3HC)
Cena (12/1996): 1.560 zł (Makalu) 2.600 zl (K3HC)
Zestaw testowy 1: Meridian 500, mbl 1511, Zoller Design Metropolis Imagination
Zestaw testowy 2: Meridian 500/563, Monitor Audio Studio 20SE

Wzmacniacze Cairn charakteryzują się tak samo skromnym i ascetycznym wzornictwem jak recenzowany przez nas wcześniej odtwarzacz CD tej firmy. Jak na kombinację przedwzmacniacz/końcówka Makalu i K3 to urządzenia stosunkowo tanie, w tym sektorze spotyka się często wzmacniacze zintegrowane. Nawet w ofercie Cairna znajduje się wzmacniacz zintegrowany za ponad 5.000 zł.

Przedwzmacniacz Makalu pracuje w klasie A, układy są symetryczne. Każdy kanał pracuje jako osobny, monofoniczny tor. Wzmacniacz ten skonstruowano opierając się na komponentach dyskretnych.

Pokrętło głośności pracuje z zaskokiem i jest opisane w skali decybelowej. Jednak nie ma kłopotu aby ustawić je w położeniu pomiędzy poszczególnymi pozycjami. Oprócz tego na ściance przedniej znajduje się jeszcze tylko przełącznik źródeł, przełącznik źródło/taśma i gniazdo słuchawkowe. Niebieska dioda świecąca informuje, że wzmacniacz jest włączony, a druga że włączono wejście magnetofonowe. Oprócz magnetofonu można jeszcze podłączyć 4 źródła. Makalu ma zdublowane wyjście, tak więc podłączenie dwóch wzmacniaczy mocy nie będzie stanowiło problemu. Wszystkie gniazda połączeniowe są złocone. Do kompletu dołączony jest skromnie wyglądający kabel połączeniowy. Będzie on jednak mało przydatny do połączenia z K3, ponieważ jest to typowy kabel, w którym złączone są przewody obu kanałów. Natomiast gniazda wejściowe w K3 są rozstawione bardzo szeroko i konieczne jest zastosowanie całkiem rozdzielonych przewodów dla każdego z kanałów.

Wzmacniacz mocy K3 ma na przedniej ściance tylko włącznik sieciowy i żadnych innych przełączników. Ponieważ włącznik sieciowy jest całkiem płaski i dokładnie wpasowany w ściankę, z daleka zupełnie go nie widać. Boczne ścianki wzmacniacza mocy pokryte są w całości przez radiatory. Całe szczęście, że sprzętu hi-fi zwykle nie trzeba nigdzie nosić. Duży ciężar K3, mała wysokość nóżek i ostre krawędzie radiatorów powodują, że dość ciężko ten wzmacniacz się chwyta i niewygodnie go trzyma.

K3 produkowany jest w dwóch wersjach: podstawowej i wysokoprądowej (HC). W tej drugiej oba kanały są całkowicie rozdzielone na dwa monofoniczne tory. W egzemplarzu dostarczonym do testów widoczne były dwa toroidalne transformatory - osobno na każdy kanał. Moc nominalna obu wersji różni się pomijalnie (70W i 80W), natomiast wersja HC w wyraźny sposób góruje pod względem mocy impulsowej (130W i 200W) a także jest bardziej elastyczna i oferuje większy wzrost mocy przy podłączeniu obciążenia 4-omowego (90W i 120W). Różnica w cenie wynosząca 520 zł nie jest aż tak duża.

Producent podaje, że układ elektroniczny jest symetryczny, oparty w całości o komponenty dyskretne, wykorzystuje tranzysytory MOS-FET i że wzmacniacz pracuje w klasie A. Jednak łatwo stwierdzić, że K3 wcale nie nagrzewa się aż tak bardzo jak choćby Musical Fidelity A1000, który ma mniejszą moc nominalną. Poza tym 300VA zasilacz też nie wystarczyłby do osiągnięcia deklarowanych mocy w czystej klasie A. Bardzo krótki opis zamieszczony w prospekcie mówi, że polaryzacja jest zmieniana (ang. sliding), co faktycznie może tłumaczyć małe wydzielanie ciepła w stanie spoczynku. Skąpy opis pozostawia jednak wątpliwości co do tego jakie rozwiązania układowe zostały tu zastosowane.

Uniwersalne zaciski wyjściowe są zdublowane, ewentualne podłączenie dwukablowe będzie więc łatwe. Zarówno zaciski do kolumn jak i gniazda wejściowe są złocone.

Opinia 1
Wypuszczenie na rynek przez firmę audiofilską kombinacji pre/power w cenie wzmacniacza zintegrowanego jest moim zdaniem trochę ryzykownym zadaniem. Rozdzielenie wzmacniacza na przedwzmacniacz i końcówkę mocy w wysokich pułapach cenowych jest codzienną praktyką - tu budżet się mniej liczy, można sobie pozwolić na dwie (ładne) obudowy, zamiast jednej, dwa zasilania itd. W niskich sektorach cenowych firmy starają się zaoszczędzić co się da na materiale i później koncentrują się na jakości dźwięku.

Urządzenia Cairn odsłuchiwałem w dwóch zestawieniach: przedwzmacniacz i końcówka mocy Cairn oraz przedwzmacniacz pasywny Audio Synthesis Passion z końcówką mocy Cairn. Na podstawie bezpośredniego porównania obu systemów okazuje się, że wzmacniacz mocy Cairn jest wyraźnie lepszy od przedwzmacniacza Cairn. Uważam, że przedwzmacniacz aktywny Cairn nie pozwala końcówce rozwinąć skrzydeł.

Pierwsze ograniczenie wprowadzane przez przedwzmacniacz aktywny, zaobserwowane także przez Michała to niezbyt obszerna dynamika kombinacji Cairn. Urządzenia grają zbyt spokojnie, wachlarz poziomów dynamiki jest jakby ograniczony. Przedwzmacniacz Cairn jest także odpowiedzialny za kompresję głębi, przybrudzenie detali, transjentów. Rytm był równy, ale zbyt płynny, bez zdecydowanego cięcia dźwięku w czasie. Przedwzmacniacz Cairn kosztuje 1.600 zł i jest to jedno z tańszych urządzeń w tej kategorii na rynku - trudno od niego oczekiwać transparentności wzmacniaczy zintegrowanych lub przedwzmacniaczy za np. 4.000 zł. Kolejny, drugi przedwzmacniacz Cairn kosztuje ponad 5.000 zł, przy takim wydatku mamy już chyba do czynienia z przeźroczystością urządzenia.

Końcówka mocy Cairn wraz Passion z łatwością osiąga o klasę wyższą jakość dźwięku. Poziom jakościowy jest tu zbliżony do Audiolaba 8000S. Biorąc pod uwagę emocje, łzy, wzruszenie przewyższa ona model Pioneera - niestety odbywa się to przy dość wysokiej cenie kombinacji pre Passion/power Cairn.

Zatem teraz skupię się na brzmieniu wzmacniacza mocy Cairn. Zakładam, iż Passion za 3.000 zł był całkowicie przezroczystym elementem toru. Ogólnie polepszenie dźwięku jest bardzo wyraźne na wszystkich płaszczyznach.

Przy muzyce klasycznej szybko się zauważa lepiej otwartą scenę, jej poszerzenie za zestawami, więcej detali, szumków odpowiedzialnych za akustykę nagrania. Analogowe nagranie (na magnetofon Revox) chóru dziecięcego z płyty Flox wypadło bardzo analogowo, bez cienia twardości lub przerysowanych sybilantów. Fortepian był bardziej autentyczny, lepiej wydzielony z nagrania. Utwory jazzowe ukazały wyraźny oddech, atmosferę. Za zestawami głośnikowymi było więcej "tam". Właśnie "tam" było więcej powietrza, dźwięk był już w pełni oderwany od głośników.

Bas zyskał szerszą skalę dynamiki, chociaż w tej dziedzinie nie prześcignął 8000S. Proszę przeczytać recenzję Passion - na różnych systemach ten pasywny preamp lekko kompresuje dynamikę. Gitara w nagraniu Twisted Sara duetu Mangalam cechowała się wyraźniejszą i czystszą projekcją transjentów, wyraźniejszymi konturami. W dziedzinie rytmu, momenty startu i zatrzymania membran głośników niskotonowych były lepiej definiowane i krótsze.

Barwa końcówki mocy Cairn jest łagodna i soczysta, nie ma tu sterylności, zmatowienia. Według informacji pochodzących od dystrybutora, końcówki mocy Cairn są mocno spolaryzowane do pracy w klasie A. Efekt soniczny tego zabiegu jest dobrze słyszalny. Saksofony były bardzo ożywione. Bas był nadal utrzymany w konwencji miękkiego dźwięku, bez tych ostrych konturów sprawiających wrażenie, iż dół brzmi sucho. Z drugiej strony bas poprzez Passion był lepiej namacalny, zwarty, lepiej słyszalne było jak nisko schodzi.

Jedyna uwaga do brzmienia końcówki mocy sterowanej poprzez Passion dotyczy wysokich tonów. Na mój gust były trochę zbyt suche i zbyt mało przestrzenne. Sądzę, że barwa wysokich tonów subiektywnie odebrana z Passion/Cairn jest związana z brzmieniem urządzeń towarzyszących w teście (Fase, Pioneer, Audiolab), które miały górę mokrą i trochę z metalicznym posmakiem. Kombinacja Passion/LFD PA2M także ukazała wysokie tony właśnie jako aksamitne i bardzo delikatne w stosunku do bardziej surowego brzmienia pre YBA2/LFD PA2M.

Biorąc pod uwagę samą końcówkę mocy Cairn i jej cenę trzeba przyznać, ze oferuje ona bardzo transparentny dźwięk w klasie do 3.000 zł. Trudno tu jednoznacznie poddać ocenie stosunek jakości dźwięku do ceny - potrzebny jest tu jeszcze przezroczysty preamp, na który należy wydać zapewne trochę więcej niż firmowy przedwzmacniacz Cairn za 1.600 zł. Na koniec proponuję rozważyć dwa warianty taniego wykorzystania końcówki mocy Cairn. Można kosztem około 100$ wykonać samemu preamp pasywny oparty o lepszej jakości potencjometr Alps lub Noble lub kosztem znacznie wyższym Penny&Giles (10k omów jest OK, impedancja wejściowa końcówki wynosi 20k). Drugie rozwiązanie to bezpośrednie zasilanie z odtwarzacza z regulowanym poziomem napięcia wyjściowego w dziedzinie analogowej (dobrej jakości wyjścia regulowane mają np. odtwarzacze Sony ES). Końcówkę mocy szczerze polecam - cena jest tu całkiem rozsądna jak na tak audiofilski komponent. Przedwzmacniacz Cairn jest tzw. "wąskim gardłem" dla końcówki i radzę go uważnie posłuchać przed ewentualnym zakupem. (ms)

Opinia 2
W przeciwieństwie do MS słuchaliśmy Cairna tylko jako kompletu, nie mamy więc doświadczeń z przedwzmacniaczem i końcówką osobno. Z tego powodu nasze obserwacje mogą też różnić się dość znacznie od konkluzji Marka.

Cairn nie wywołał u nas większych emocji. W jego barwie nie odnotowaliśmy poważniejszych zaburzeń równowagi. Bas zachowuje dość przyzwoitą kontrolę, sprawuje się w miarę dobrze zwłaszcza w prostszych nagraniach. Przy bardziej wymagającym materiale, z obfitą, dynamicznie nagraną linią basu, dźwięk czasami bywa trochę zbyt miękki, zbyt przeciągły. Niskie częstotliwości nigdy nie dominowały w przekazie.

Wysokie tony nie sprawiły kłopotów. Przydałoby się im więcej krystaliczności, trochę bogatszej barwy. W sumie w tym zakresie obyło się bez poważniejszych problemów i nie znaleźliśmy też szczególnych atutów.

Średnica nie miała zbyt wiele wyrazu. Wydaje mi się, że generalnie męskie wokale wypadły naturalniej od damskich. W niższych rejestrach wibrafonu czy w wyższych gitary akustycznej pojawiło się trochę dźwięczności. Średnica może nieraz (na przykład w przypadku klasycznego brzmienia lampowego) spełnić rolę filara dla całego przekazu muzycznego, wciągając i angażując słuchacza. W przypadku tego wzmacniacza było wręcz odwrotnie.

Dynamika też nie przyciąga uwagi, można ją określić jako średnią. Nie powiedziałbym, że wystąpiły jakieś poważne problemy z kompresją, ale mimo wszystko spotyka się w tym przedziale cenowym wyraźnie lepsze wyniki. Zauważalne jest lekkie złagodzenie transjentów, brakuje nieraz swobody fazy ataku, co w naturalny sposób ogranicza subiektywne poczucie żywości. Tempo szybszych utworów nie robiło zbyt dużego wrażenia, wzmacniacz niestety wpłynął na jego spowolnienie.

Dość blado wypadły w naszej ocenie efekty stereofoniczno-przestrzenne. Choć w ogólności układ sceny był poprawny, niejednokrotnie odnotowaliśmy zbyt słabe zogniskowanie umieszczonych centralnie wokali, a i precyzja ogniskowania innych instrumentów wydawała mi się lekko zmniejszona. Przejrzystość też była dość przeciętna. Czasami, na przykład w nagraniu elektrycznej gitary ze sztucznie dodanym pogłosem, Cairn potrafił dzięki temu zwiększyć "dramatyzm" przekazu, ale nie było to naturalne odtwarzanie muzyki. Pozostałe składniki przestrzenności były już przekazane w prawidłowej postaci.

Ogólnie kombinacja Makalu/K3 nie zrobiła na nas szczególnego wrażenia. Biorąc pod uwagę cenę, KK najbardziej krytycznie odniósł się do wzmacniacza Fase i właśnie do Cairn'a. Moja ocena była niewiele lepsza - konwencjonalne brzmienie bez przykrych niespodzianek, ale i bez wyrafinowania. Doświadczenia MS wskazują, że przedwzmacniacz był tu wąskim gardłem, które ogranicza przejrzystość całego zestawu. Mam nadzieję, że tak jest w istocie, bo według nas kombinacja odsłuchiwana w całości nie usprawiedliwiła swej ceny. Na pozór wydawałoby się, że projekt przedwzmacniacza to jedno z łatwiejszych zadań stających przed projektantami sprzętu audio. Praktyka pokazuje, że jest inaczej. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl