Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

B&S Soundcraft Stereo Amplifier


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 1/96
Wymiary:brak danych
Moc: 40/8
Cena (02/1996): 3.000 zł
Zestaw testowy 1: Meridian 500/563, JMlab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2: Meridian 500/563, Monitor Audio Studio 20SE

Stereo Amplifier firmy Burdjak & Sikora to jednocześnie nowość i zarazem produkt dość stary. Jest to wzmacniacz stary w tym sensie, że jest on już produkowany od kilku lat. Nie był jednak sprzedawany w Polsce i na naszym rynku stanowi nowość. Ostatnio dokonano w nim też pewnych poprawek konstrukcyjnych, można więc mówić o nowej wersji w sensie technicznym.

W firmie Burdjak i Sikora podział ról jest klarowny. Pan Oleg Burdjak jest odpowiedzialny za wnętrze wzmacniaczy, a pan Janusz Sikora za ich wygląd zewnętrzny. Już w pierwszej chwili widać, że druga połowa spółki ze swojego zadania wywiązała się znakomicie, wykończenie jest high-endowe. Połączenie naturalnego drewna, czerni i srebrzystych, lustrzanych powierzchni daje imponujący efekt. Przełączniki to zwykłe patyczki, ale w zestawieniu z resztą wcale nie wyglądają tandetnie, tylko raczej retro i stylowo. Kilkumilimetrowa płyta od spodu wzmacniacza też jest przyzwoicie obrobiona. Wiele było osób, które przewijały się przez redakcję w trakcie trwania testów i wszyscy z takim samym podziwem i zaskoczeniem oglądali ten potężny wzmacniacz. Pod względem jakości wykonania obudowy jest to moim zdaniem samotny lider na naszym rynku. Zresztą jak poinformował nas pan Sikora, dostarczony wzmacniacz to wcale nie koniec możliwości w tym względzie. Nie ma żadnych przeszkód technologicznych aby wykończenie było jeszcze lepsze, barierą są tylko koszty. Tak dobre wyniki są możliwe dlatego, że pan Janusz Sikora prowadzi zakład obróbki metali kolorowych i obudowy do wzmacniaczy są tylko produkcją uboczną.

Własne zaplecze produkcyjne w dziedzinie obróbki metali daje też jeden dodatkowy atut przy konstruowaniu części elektronicznej, konkretnie w odniesieniu do produkcji transformatorów. Firma jest w stanie samodzielnie wykonać odpowiednie kształtki z blachy transformatorowej, a następnie złożyć z nich rdzenie do transformatorów według własnych projektów i potrzeb. Generalnie używane są transformatory klasyczne, płytkowe, a nie toroidalne.

Konstrukcja elektroniczna będąca dziełem Olega Burdjaka też jest nietuzinkowa. Wzmacniacz działa bez sprzężeń zwrotnych. Jest oparty całkowicie na triodach. Pracuje w klasie A1. Napis na obudowie mówi o 100W mocy. Należy jednak dodać, że jest to moc muzyczna. Wzmacniacz dostarcza 40W mocy (na ośmiu omach) ciągłej z sygnałem sinusoidalnym. Pentody są przez firmę generalnie uważane za gorsze i stosowane wyłącznie w tańszym modelu bazowym. Lampy wyjściowe to 6C33C-B z roku 1989. Litera B na końcu oznacza wersję wojskową o przedłużonej trwałości. Lampy te są zresztą w ogóle znane z zastosowań militarnych w myśliwcach Mig. Ciekawostką jest też to, że 6C33C nie ma odpowiednika wśród lamp zachodnich, jest to lampa rosyjska. Mimo wszystko nie powinno to pogorszyć jej osiągalności. Firma Burdjak & Sikora posiada spory zapas części na wymianę. Poza tym ten model lamp zyskuje rosnącą popularność w USA i w Japonii, a więc produkcja zapewne będzie kontynuowana. Wspomniałem wcześniej o roczniku, ponieważ znaczenie tej sprawy podkreślił sam Oleg Burdjak. Jakość produkcji na terenie byłego ZSRR uległa ponoć w ostatnich latach poważnemu obniżeniu.

Do regulacji głośności służą dwa potencjometry, osobne dla lewego i prawego kanału. Niewątpliwie jest to rozwiązanie trochę niewygodne w użyciu, ale jak wiadomo niektóre firmy decydują się na nie ze względu na korzyści jakościowe. Parametry wejścia są typowe, czułość 400 mV, impedancja 50k omów.

Wiele osób rezygnuje z zakupu wzmacniaczy lampowych z obawy o niską trwałość lamp, duże koszty ich wymiany i kłopoty z parowaniem. Firma Burdjak & Sikora daje potencjalnym nabywcom spory komfort pod tym względem. Pięć lat gwarancji na sam wzmacniacz, rok gwarancji na lampy, komplet zapasowych lamp wyjściowych wliczony w cenę. Gwarancja jest przechodnia. Na takie warunki trudno narzekać i jak dotąd nie spotkałem jeszcze by producent sprzętu lampowego zapewniał lepszy serwis. Pierwsze egzemplarze Stereo Amplifier były produkowane około pięciu lat temu i według informacji od producenta są użytkownicy, którzy nadal korzystają z pierwszego kompletu lamp. Wygląda więc na to, że można liczyć na wiele lat spokojnego użytkowania wzmacniacza B&S. Po zakupie właściciel wzmacniacza otrzymuje też tabliczkę z własnym nazwiskiem, którą można przymocować do obudowy.

Wzmacniacz nagrzewa się wyraźnie, ale nie staje się gorący. Pod względem użytkowym jest to produkt całkowicie minimalistyczny. Można podłączyć tylko jedno urządzenie o poziomie liniowym, aby korzystać z większej ilości źródeł trzeba zastosować przedwzmacniacz.

Włączanie do sieci odbywa się dwuetapowo, najpierw przełącznikiem power, a dopiero potem podłącza się napięcie anodowe.

Opinia 1
B&S to bardzo specjalne urządzenie. Nie jest to typowy, przezroczysty wzmacniacz, nie ingerujący w sygnał. B&S dźwięk tłumaczy na swój własny język, przyprawia muzykalnością, zmienia proporcje, dodaje ekspresji, emocji. B&S zachowywał się także bardzo specyficznie w trakcie trwania odsłuchu. Otóż rozgrzewał się, przez pierwsze 15 minut słuchania czyniłem dość negatywne zapisy w notatniku. Po 30 minutach opinia o wzmacniaczu była już całkowicie przepolaryzowana. Nikomu nie radzę słuchania B&S zaraz po włączeniu i wydawania opinii na tej podstawie. B&S potrzebuje minimalnie 30 minut na osiągnięcie optymalnego dźwięku. Po rozgrzaniu, znacznie wzrasta poczucie atmosfery nagrania, przestrzeń pozbywa się sterylności, wysokie tony całkowicie odrywają się od zestawów.

B&S nie jest tzw. "kawałkiem drutu ze wzmocnieniem". Jest to czarna skrzynka, której zapach można poczuć (gorące lampy mają cudowny swąd). Z B&S zestawy głośnikowe JMlab PS5.1 całkowicie znikają, scena jest bliska, namacalna, bogata. B&S nie posiada precyzyjnie kontrolowanego basu jak wzmacniacze tranzystorowe, ale dolne rejestry są szybkie i ekscytujące.

Dźwięk B&S ma z całą pewnością jedną cechę wyróżniającą się - duży i obfity zakres średnicy. We wszystkich nagraniach środka jest sporo, pełni on naczelną rolę w przekazie. Nagrania Bobby McFerrina cechowały się kapitalną atmosferą, głosy były nasycone emocjonalnie, pełne życia, a z drugiej strony solidnie rozseparowane. Nagranie "Discipline" było gęste, homogeniczne, gorące.

Struktura harmoniczna B&S jest z całą pewnością interesująca. Wzmacniacz jest pozbawiony ostrości, granulacji, do brzmienia pasują określenia użyte przy opisie kabla Supra Ply (ostatnie wydanie MHF). Barwy są pastelowe, soczyste, ale pozbawione dźwięczności i jaskrawości. Brzmienia skrzypiec, trąbki są wygładzone, odfiltrowane z przenikliwości, metalicznego blasku. Trąbka Milesa Davisa była wręcz kremowa - bez charakterystycznych, bolesnych odcieni w górnych rejestrach. B&S pokazał jak może zabrzmieć głośnik wysokotonowy Focala. Górne zakresy pasma były wręcz przesadnie suche i jedwabne. Jasne i ostre odcienie, metaliczne dzwonienia zostały usunięte. Przy nagraniach z płyty "Bright Size Life" przestrzenność talerzy perkusyjnych była fenomenalna, dźwięki dobiegały z głębi sceny, wszystko było owinięte w specyficzną aurę. Nie jestem zwolennikiem, aż takiej ingerencji w przekaz, ale to co B&S robił z kopułką Focala było fantastycznym zjawiskiem. Metalowa kopułka bez metaliczności! W gruncie rzeczy B&S tak wygładzał i polerował górę, że w jazzie tracona była prawdopodobnie rola perkusji.

B&S nie ma laboratoryjnie ciętych i precyzyjnych konturów instrumentów. Dźwięki są bardzo duże i się zazębiają. Przy nagraniach jazzowych brakowało mi szczególnie analizy przestrzeni, ułożenia instrumentarium. Lokalizacja była z pewnością bardzo dobra, ale krawędzie instrumentów, wokali cechowały się rozmyciem. Prawdę powiedziawszy tak brzmią właśnie wzmacniacze lampowe. I wielu audiofili to kocha.

Wzmacniacz ten ingeruje też w rekonstrukcję sceny. Jest ona lekko zbliżana, głębia zaznaczona, ale niezbyt wybudowana. Wielowarstwowość została uproszczona przez wzmacniacz B&S - w utworach kameralnych w opinii Michała, plany tylne były wyraźnie zbliżone. B&S nie kreuje także otwartej akustyki pomieszczenia, poczucie obecności przed nami pomieszczenia z muzykami było zubożone. B&S wkłada wręcz dźwięk do naszego pokoju. Wzmacniacze 'solid state' (LFD, YBA) inaczej tworzą scenę, dźwięki są bardziej swobodne, za zestawami głośnikowymi czuć luz, a nie zagęszczenie.

B&S nie jest też liderem analityczności. Detale są podawane delikatnie, ustępują one miejsca głośnym i dużym dźwiękom. Przekaz pozbawiony jest przez to ostrości, wyraźnych krawędzi instrumentów. Szum sali koncertowej także B&S podaje na swój własny, odmienny sposób. Pod względem analityczności B&S przypomina prezentowany rok temu wzmacniacz DPA Renaissance. Z całą pewnością B&S nie jest ze szkoły reprodukcji detali - Audiolab, Onix.

Bas jest jedynym składnikiem dźwięku, który wymaga krytycznego komentarza z mojej strony. Dolny zakres jest miękki, ciepły, przygniatany średnicą. Pomimo, że B&S brzmi dość szybko, rytm, podziały czasowe są niezbyt precyzyjnie kontrolowane. Super-impulsy z basów wytwarzane techniką slapowania nie brzmią na B&S zbyt dobrze. Brakuje uderzenia, konturów, dźwięczności. Bas jest zaokrąglany cały czas. Bas Jaco Pastoriusa i gitara Pata Metheny miały zbliżone barwy. Linia basu w nagraniach z płyty "Bright Size Life" była wątła i słabo namacalna. Także bas elektryczny Lonnie Plaxico nie był wydzielony z nagrania. Gdzieś obok mnie i Roberta Smitha przeszła gitara basowa w "The Walk" Cure.

B&S zasługuje na miano najbardziej audiofilskiego wzmacniacza powstałego w Polsce. Zaliczyłbym go do szerokiej grupy specjalistycznych urządzeń hi-fi, które oferują mało transparentności, za to dużo muzykalności. Zupełnie nie trawię zestawów tubowych, a są one uwielbiane przez wielu audiofili w Japonii. B&S jest na mój gust zbyt pastelowy w barwie, zbyt delikatny na górze, zbyt miękki na basie, zbyt mało precyzyjny w konturach. A pomimo to słuchałem B&S z ogromną przyjemnością, będąc totalnie przygnieciony skalą dźwięku, aurą, zniknięciem zestawów głośnikowych i niebanalną muzykalnością. B&S usuwa z dźwięku tzw. "tranzystorowe i elektroniczne" naleciałości. Sądzę, że triodowy B&S, dzięki wymienionym cechom powinien szybko zająć solidną pozycję na rynku. (MS)

Opinia 2
Przesiadka z kompletu LFD LS0/PA1, czyli wzmacniaczy znajdujących się w stałym użytku w redakcji, na potężnego lampowca z Lublina ogólnie nie zmieniła klasy dźwięku, natomiast zmieniła jego charakter.

Bas wzmacniacza B&S jest w kategoriach absolutnych lekko ograniczony, minimalnie rozmiękczony i trochę pozbawiony pełnego bogactwa barw. Miękkość i ocieplenie były elementami słyszalnymi w większości nagrań, choć w rzeczywistości nie znajdowały się one na wszystkich płytach. Nie było żadnych poważnych problemów w rodzaju wyraźnego zbasowania czy nierównomierności. KK podkreślił, że nagranie 10.000 Maniacs tym razem (w przeciwieństwie do Maiko) miało już normalnie zrównoważony bas, wolny od sztucznego przerysowania. Faktem jest, że z dobrych wzmacniaczy tranzystorowych można uzyskać lepsze wyniki. Nie uważam jednak by był to poważny problem, bo skala różnic między B&S a tranzystorowcami nie jest aż tak duża. Kompromis jaki osiągnięto w zakresie odtwarzania basu jest bardzo sensowny.

B&S ma to, co chyba stanowi największy magnes dla nabywców lampowców - żywą, plastyczną średnicę. Wystąpiło charakterystyczne bogactwo i ożywienie barwy połączone z brakiem szorstkości. Można zauważyć czyste, lekko przenikliwe brzmienie fletów, dobitną barwę skrzypiec, ofensywne brzmienie saksofonu. W niższej średnicy wokale były jednak wyważone, miały naturalną barwę. Błyszczące i czyste było też brzmienie tamburynu czy trójkąta. Ogólnie dźwięk miał perlisty charakter. W najwyższych rejestrach wysokich tonów brzmienie jest wyważone i dość spokojne, jednak żywość opisana powyżej zapewnia, że B&S nigdy nie jest ospały ani przygaszony. KK stwierdził, że być może do rocka brzmienie jest trochę zbyt "ładne", ale w niczym nie zmienia to naszej pozytywnej oceny. Patrząc na to bardziej całościowo: sugestywność, plastyczność i namacalność były na wysokim poziomie.

Choć nominalna moc jest bardzo pokaźna, to przy eksperymentach z dużymi mocami doszedłem do wyraźnego limitu. Przy bardzo dynamicznych akordach fortepianowych (25V RMS na zaciskach kolumny przy poziomie 0 dB z płyty kompaktowej) wystąpiło wyraźne przybrudzenie dźwięku. Pytałem o to zjawisko producenta - według uzyskanych informacji bardziej prawdopodobne jest przesterowanie stopnia wejściowego niż wystąpienie podobnego zjawiska w stopniu końcowym. Tak czy inaczej należy się liczyć z tym, że przy współpracy z mało efektywnymi kolumnami w dużych pomieszczeniach wystąpią ograniczenia. Nie należy traktować tego wzmacniacza jako źródła nieograniczonych mocy. Mimo to żywość brzmienia i dynamika w konwencjonalnych sytuacjach wypadają dobrze. Nawet tempo basu jest całkiem satysfakcjonujące.

Ładnie wypadły też zdolności analityczne. Wspominałem o ograniczeniach dotyczących basu, który nie był w pełni w stanie oddać wszystkich subtelności barw. Poza tym poszczególne dźwięki były dobrze separowane, również w trudniejszych partiach o rozbudowanym składzie i dużej dynamice, nie występowały istotne ograniczenia.

B&S potrafi też stworzyć sugestywne efekty stereofoniczne i przestrzenne. Nie brak pogłosu sali wokół instrumentów w tylnich planach, stabilnie ustawione źródła można znaleźć w dalekich obszarach sceny. Nieraz wydawało mi się, że instrumenty z wyższego zakresu średnicy były trochę przybliżone, ale być może zwiodła mnie ich żywa barwa.

Jest to bardzo udany wzmacniacz, zarówno KK jak i ja polubiliśmy go. Ogólnie charakter brzmienia B&S jest lampowy i z tego względu dla zwolenników konstrukcji tranzystorowych może on być sprzętem kontrowersyjnym. Jednak w konfrontacji z innymi lampowcami Burdjak & Sikora Stereo Amplifier będzie stanowił nadzwyczaj mocną konkurencję. O jakości tego wzmacniacza może świadczyć fakt, że jako zwolennik konstrukcji tranzystorowych, mimo wszystko słuchałem B&S z dużą przyjemnością. Jest to sprzęt poważnego kalibru, za relatywnie umiarkowaną cenę. Określenie "umiarkowana cena" w odniesieniu do wzmacniacza za 3000 zł pewnie wyda się wielu osobom nie na miejscu. Sądzę, że przeliczenie ceny złotówkowej na obcą walutę lepiej przemówi do wyobraźni. Za 750 funtów nie kupi się w Wielkiej Brytanii żadnego porównywalnego lampowca - myślę tu zarówno o wartości materiałowej jak też i o dźwięku. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl