Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Audio Arts Struss


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 4/95
Wymiary:brak danych
Moc: 68/8
Cena (08/1995): 1.300 zł
Zestaw testowy 1: Meridian 500/563, JMlab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2:Meridian 500/563, Monitor Audio Studio 20SE
Testowano w grupie wraz z:

Pisząc te słowa nie słuchałem jeszcze wzmacniacza Audio Arts i nie wiem jak wypadnie on na tle konkurencji. Niezależnie od wyników testów trzeba go uznać za produkt przełomowy. Jest to jeden z kolejnych etapów rozwoju polskiego rynku. Od początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy polski rynek zaczął normalnieć, stopniowo zaczęły się kształtować jego poszczególne elementy. Dotyczyło to tworzenia dystrybucji importującej obce wyroby, zmian w działaniu dużych firm państwowych (częściowo już przekształconych w spółki) oraz debiutów małych firm prywatnych. Jeśli chodzi o firmy prywatne, to dotychczas prezentowały one kolumny i wzmacniacze lampowe. Wiadomo, że właśnie w tych kategoriach sprzętu stosunkowo najłatwiej (co wcale nie oznacza że łatwo, uruchomienie firmy produkcyjnej wiąże się z masą różnych przeszkód) można ruszyć z produkcją małych ilości egzemplarzy, lub wręcz jednostkową. Produkcja wzmacniaczy tranzystorowych jest uzupełnieniem kolejnej luki. Audio Arts przeciera nową ścieżkę.

Rozwiązania użytkowe są typowe dla specjalistycznych wzmacniaczy produkowanych na rynek audiofilski. Gałka po prawej stronie to regulator głośności. Druga taka sama gałka to obrotowy selektor źródeł. Oprócz tego jest jeszcze przełącznik źródło taśma i włącznik sieciowy. Działanie urządzenia sygnalizuje świecenie diody koło regulatora głośności. Wykonawstwo jest dość zwyczajne, na tyle dobre, że nie powinno stanowić zawodu, ale też niczym nie przyciąga.

Techniczna koncepcja opiera się na filozofii "drutu ze wzmocnieniem", prosty krótki tor sygnału, gdzie wykonuje się tylko to co niezbędne. Struss zawiera dwie monofoniczne końcówki mocy ze stopniami wyjściowymi na tranzystorach MOSFET. W zasilaczu zastosowano transformator toroidalny, niezależne prostowniki dla każdego kanału. Łączna pojemność filtrujących kondensatorów ma 27.200 µF. Struss ma szybki układ zabezpieczeń, który powinien uchronić zarówno wzmacniacz jak i kolumny przed uszkodzeniem. Oprócz tego jest też zabezpieczenie termiczne, które może zadziałać przy pracy z dużymi mocami w słabo wentylowanym miejscu. Po ochłodzeniu wyłącza się ono automatycznie. Wzmacniacz charakteryzuje się dobrymi parametrami technicznymi, w tym zwłaszcza wysokim współczynnikiem tłumienia równym 300.

Obco brzmiąca nazwa z początku wzbudziła u nas różne (nietrafne) skojarzenia. Dłuższy czas po ukazaniu się pierwotnej, drukowanej wersji recenzji dowiedzieliśmy się, że Struss to nazwisko (a właściwie część dwuczłonowego nazwiska) konstruktora urządzenia.

OPINIA 1
W testach pojawiają się urządzenia, które pamięta się bardzo długo - są tak wyśmienite, albo tak beznadziejne. Wzmacniacz Struss nie pasuje do żadnej wymienionej kategorii. Jest to urządzenie nie wybijające się ponad przeciętność. Okazuje się, że korzystając z niski kosztów pracy, w Polsce można produkować niedrogie zestawy głośnikowe stanowiące poważną konkurencję dla produktów z importu obłożonych wysokim cłem. Struss niestety nie stanowi większego zagrożenia dla poczciwych wzmacniaczy NAD, Pioneer. Dużo do powiedzenia w rozważanej klasie cenowej ma też niedoceniony Moth Integrated.

Nie wiem czy Struss został zadedykowany do jakiegoś konkretnego rodzaju muzyki. Osobiście dostrzegam podział, Struss nieźle spisuje się na elektrycznym jazzie i rocku. Na klasyce i kameralnej muzyce akustycznej jest gorzej. Przykładem jest tu płyta Teldec "Obrazki z wystawy" (wykonanie orkiestrowe). Płyta znakomicie brzmiąca na CR Developments czy YBA Integre tu zabrzmiała jak wydanie "no name - made in EC". Barwa instrumentów i ich separowalność rozczarowały. Brzmienia były bardzo ciemne, w opinii MK (delikatnie ujmując): tylko niezbyt wyraziste i szare. Skrzypce nie ukazały bogactwa harmonicznych, coś zostało z pewnością odfiltrowane. Wzmacniacz posiada też niezwykłą właściwość - zmianę wymowy emocjonalnej utworu. Zdaję sobie sprawę, że to brzmi dziwnie i niewiarygodnie. Dla mnie Sara K nie śpiewała, tylko łkała z wielkim smutkiem. Ostatnimi czasy unikam nadużywania słowa "muzykalność", gdyż w urządzeniach hi-fi chodzi o dźwięk, a muzyka jest dźwiękiem. Niestety Struss dźwięk pozostawia dźwiękiem. Po materiale klasycznym Struss pozostaje w cieniu innych urządzeń testu. Obraz wzmacniacza poprawił się po utworze z płyty "Sweet Soul" Erskina - pierwszym rozpoczynającym część jazzową testu.

Wysokie tony były dość czyste, jedynie wybrzmiewanie blach sugerowało niski przedział cenowy. Brakowało na górze przestrzenności, dźwięki głównie skupiały się w głośniku wysokotonowym. Słaba przestrzenność górnych rejestrów wpływała też na ogólnie pojętą akustykę. Plan nie był gęsto wypełniany dźwiękami.

Bas w wykonaniu tego wzmacniacza nie stanowi podstawy dla muzyki. Szybkie uderzenia w bębny, kotły były solidnie zaznaczone, ale wartki "walking" Marc'a Johnsona był już słabo czytelny w ogólnym gąszczu dźwięków. Nie najlepiej było też z kontrabasem solowym (Miroslav Vitous i Sara K). Linia basu była tu bez kontroli i też za wolna. Brakowało też zdecydowanych różnicowań rytmu i barwy basu. Bas był mniej lub bardziej nasycany w swej barwie, nie było natomiast jak to określił MK zdecydowanej wymiany składników brzmienia. Ostatecznie bas określiłbym jako entuzjastyczny - wysiłek urządzenia był słyszalny - skutek natomiast rozczarowywał.

Scena dźwiękowa jest najmocniejszym atutem urządzenia. Wymiar sceny jest przyzwoity. W klasyce jednak na planie było sporo pustych miejsc, nie dostrzegałem charakterystycznej atmosfery, powietrza wokół instrumentów.

Struss to równo brzmiący wzmacniacz, nie wychyla się w żadną stronę. Innymi słowy można słuchać go długo i nie poczynić szerszych obserwacji. Dźwięk zawiera wiele czynników stawiających go w szarym świetle: słabe wokale i linia basu, wyblakła barwa instrumentów akustycznych - ogólnie smutny i przygnębiający dźwięk. Jeżeli moje słowa wydają się Państwu zbyt surowe, to jeszcze dodam, że obok w teście wziął udział NAD 310 i ukazał postęp w jakości dźwięku. MK słuchał Struss'a w ślepym teście dwa razy, notatki sporządzone za drugim razem były już zdecydowanie niekorzystne dla urządzenia. Gdyby Struss kosztował dwa razy mniej tekst powyższy niewiele by się zmienił, powód - NAD 310. W obecnej formie urządzenie z Warszawy nie wnosi nic nowego do hi-fi. (MS)

OPINIA 2
Wszystkie właściwie przesłuchania zaczynam od muzyki klasycznej oraz akustycznych składów jazzowych i staram się ocenić podstawowe aspekty takie jak równowaga, barwa, poprawność lokalizacji, przekaz akustyki sali. Pierwsze wrażenie były u mnie mieszane. Dźwięk był ogólnie prawidłowo zrównoważony, co potwierdził też KK. Dobre wrażenie robił przyzwoicie kontrolowany i zróżnicowany w swej barwie bas, wolny od sztucznego ocieplenia, czy watowatego rozmiękczenia. Był raczej suchy i krótki, w konfrontacji z innymi wzmacniaczami być może Struss zabrzmi niekiedy zbyt lekko. Ale nie dajcie się Państwo zwieść. Tylko droższe wzmacniacze oferują autentycznie lepiej rozciągnięty i autentycznie potężniejszy bas. Konkurencja ze zbliżonych rejonów cenowych oferuje tylko dodatek ciepło zabarwionej basowej poduszki, co może być czasami niesłusznie wzięte za potęgę basu. Pozory jednak mylą. Mniej spektakularne wyniki uzyskał Audio Arts w odtwarzaniu wyższych rejestrów. Średnica nie jest obciążona jakimiś podbarwieniami, ale brakuje jej lepszej barwowości, spokojniejsze partie, gdzie potrzeba oddania subtelności gry muzyków są w sumie nijakie i mało angażujące, KK narzekał, że wzmacniacz brzmi trochę nudno, potwierdzając w ten sposób moje odczucia. Wysokie tony generalnie nie są przesadnie eksponowane, ale też nie mają naturalnego bogactwa barw, oferując schemat lekko metalicznego brzmienia. Nie sądzę by brzmienie mogło kogoś zmęczyć, ale też i nie jest w stanie wciągnąć. Pewna chropowatość barwy jest w sumie największą wadą wzmacniacza i będzie problemem dla miłośnków naturalistycznego brzmienia instrumentów akustycznych. Jak stwierdził KK pod względem hi-fi jest nieźle, ale walory muzyczne trochę giną.

Dynamika powinna się spodobać. Faktycznie było słychać kontrast pomiędzy piano a forte w nagraniach klasycznych, a w rockowych muzyka też miała sporo rozmachu. Struss dobrze radził też sobie z przekazem tempa i tam gdzie zachodziła potrzeba (Fourth World, Elastica) dobry był przekaz rytmu. Brzmienie miało dość żywy charakter. Subiektywnie brzmienie było trochę głośniejsze niż u konkurentów. Gorzej było natomiast z dynamiką w skali mikro. Przy spokojniejszych fragmentach muzycznych Struss dał wrażenie płaskiego dźwięku pozbawionego subtelniejszych zróżnicowań.

Analityczność przejawiała się głównie dobrą separacją instrumentów, które nie zlewały się i nie zakłócały wzajemnie. W najtrudniejszych fragmentach wzmacniacz zdradził swoją cenę i przy bardzo dużym natłoku dynamicznych dźwięków nie dawał absolutnej kontroli nad dźwiękiem. Biorąc pod uwagę cenę nie można jednak krytykować osiągów Strussa w tej dziedzinie.

W sposobie rysowania obrazu stereofonicznego można zaobserwować pewną obszerność. Nie chodzi tu raczej o rozmycie źródeł co o ich rozstawienie. Bardzo rozciągnięty był wibrafon (sampler Opus 3). Scena miała nie najgorszą otwartość, pewną dozę przejrzystości i średniej klasy głębię. Lokalizacja była zadowalająca.

Nie jestem zwolennikiem podziału urządzeń według przydatności do rodzaju muzyki. Oceny orzekające, że dane urządzenie dobre jest do rocka, inne do muzyki wokalnej, a inne jest uniwersalne bywają bardzo szkodliwe, zamiast ułatwiać życie, wprowadzają często zamęt i nieporozumienia. Tym razem w moim osobistym odczuciu kompatybilność z określonym rodzajem muzyki była jednak silnie zaznaczona. Już w trakcie słuchania pierwszych płyt z muzyką akustyczną podejrzewałem, że dynamiczny repertuar elektryczny z mocnym rytmem i silnym elektrycznym basem wypadnie dobrze i ani trochę się nie zawiodłem. Wyniki z nagraniami Dire Straits i Marcusa Millera były na tyle interesujące, że dodatkowo sprawdziłem jeszcze jak wypadnie Elastica. Brzmienie pozostało zrównoważone, wolne od szorstkości, miało wyraziste kontury. Natomiast tempo, energia, dynamika, ostro kreślony, wyraziście zaakcentowany rytm zrobiły bardzo dobre wrażenie. Z kolumn wypłynęła masa dźwięku posiadającego prawdziwie rockową werwę. Byłem pod wrażeniem. Braki w przekazie barwy i dynamicznego niuansu właściwie nie przeszkadzały.

Żeby nabyć wzmacniacz bardziej uniwersalny trzeba wydać więcej i zacząć poszukiwania na poziomie 2000 zł. Struss ma kilka stron mocnych i kilka słabości. Znajduje się gdzieś w środku stawki. W tej chwili udało się na przyzwoitym poziomie postawić kilka aspektów brzmienia, choć są też i niedociągnięcia. Polecałbym do spróbowania zwłaszcza miłośnikom dynamiki i rocka. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl