Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Ancient Audio Passiv / Triode Mono


recenzja pierwotnie opublikowana w lutym 1999
Wymiary: (Passiv) 170,60,430; (Triode Mono) 170,210,400 mm
Moc: 25/8, 25/4
Cena (luty 1999): (Passiv) 3.000; (Triode Mono) 9.000 zł
Zestaw testowy wykorzystany przez MD i JD: Sonneteer Byron, JM Lab Point Source 5.1, Zoller Design Metropolis Imagination
Zestaw testowy wykorzystany przez RS i GS: Sonneteer Byron; zestawy samodzielnie skonstruowane z głośników Scan-Speak Revelator i 18W8545, Zoller Design Metropolis Imagination
Testowano w grupie wraz z: Ancient Audio Passiv/Triode Mono, Jeff Rowland Concentra, Marton Opusculum 1.1, Primare A30.1, Siemel TU10/TR20/TA20, Yamaha AX-1090

Jak by na to nie patrzeć, Ancient Audio ma powody do dumy - Triode Mono to konstrukcja, która wyraźnie się wyróżnia na krajowym rynku, a nawet ma szansę przejść do annałów naszego rodzimego wytwórstwa audiofilskiego. Jest to demonstracja poważnych aspiracji Ancient Audio. Przede wszystkim jest to pionierskie wejście polskiego producenta hi-fi na rynek SET (single ended triode).

Jest w światku audio kilka takich rozwiązań technicznych, które mają status szczególny - według swoich zwolenników zapewniają one unikalne walory brzmieniowe niedostępne przy zastosowaniu konkurencyjnych technologii - najczęściej używanym słowem jest magia. Magia elektrostatów, magia analogu, magia srebrnych przewodów, no i oczywiście magia SET. Wszystkie te "magiczne" technologie mają swych zwolenników, nieraz bardzo ortodoksyjnych. Według grupy najzagorzalszych wielbicieli wzmacniaczy SET, mają one takie cechy, których próżno by szukać nawet w innych lampowcach, tych pracujących w układach push-pull, czy też z pentodami. W ostatnich latach można nawet mówić o modzie na SET, co jak sądzę wynika przynajmniej częściowo z powolnej popularyzacji bardziej efektywnych głośników nietubowych.

Passiv i Triode Mono łączy przede wszystkim konwencja wzornicza i sposób wykonania obudowy. Użyto materiałów niemagnetycznych: aluminium, mosiądzu i czarnego szkła. W narożnikach umieszczono połyskujące walce. Obudowy są wąskie i głębokie, podobnie jak w tańszych wzmacniaczach firmy. Inne wspólne cechy to zastosowanie srebrnego okablowania sygnałowego i ręczny montaż punkt-punkt, bez użycia płytki drukowanej.

Duże słowa uznania należą się Ancient Audio za materiały informacyjne dołączone do wzmacniacza. To nie jest zwykła instrukcja obsługi z kilkoma danymi technicznymi. Pan Jaromir Waszczyszym zadał sobie trud opracowania ciekawego tekstu, który w przystępny sposób objaśnia szereg zagadnień związanych ze wzmacniaczami, szczególnie zaś z SET. Gdybyż wszyscy producenci równie poważnie traktowali swych klientów. Bez wątpienia wiedza przeciętnego audiofila byłaby wówczas większa.

Czas na omówienie samych urządzeń. Ciekawszy element zestawu, czyli Triode Mono, zostawię na później, a teraz kilka słów o przedwzmacniaczu. Jest to układ pasywny. Zmiana głośności odbywa się skokowo, poprzez wybór odpowiedniej wartości z drabinki rezystorów. Do dyspozycji mamy 23 położenia i zakres tłumienia od 0 do 60 dB. W przedziale 0-34 dB tłumienie zmieniane jest ze skokiem 2 dB, a potem rozpiętości pomiędzy poszczególnymi położeniami wynoszą 4 lub 5 dB. Do normalnego użytku jest to satysfakcjonująca rozdzielczość. Rezystory, które znajdziemy wewnątrz Passiv to elementy zazwyczaj stosowane do montażu powierzchniowego. Impedancja wejściowa urządzenia wynosi 47k omów, natomiast impedancja wyjściowa zmienia się wraz ze zmianą tłumienia. W siedmiu ostatnich położeniach mamy impedancję wyjściową powyżej 10k omów, czyli bardzo wysoką. Należy więc zainteresować się pojemnością używanych przewodów połączeniowych i impedancją wejściową wzmacniacza mocy. Pojemność kabla powinna być mała, a impedancja wzmacniacz mocy duża.

Triode Mono to oczywiście główny obiekt naszych zainteresowań w tej recenzji. Jego powstaniu przyświecało kilka założeń. Pierwszym była eliminacja sprzężenia zwrotnego. Drugim maksymalna liniowość wszystkich elementów, a trzecim maksymalne uproszczenie toru sygnałowego. Ze wszystkich elementów wzmacniających triody są wciąż najbardziej liniowe - nie dorównują im ani inne lampy, ani tranzystory. Układ Triode Mono jest więc bardzo prosty i oparty całkowicie na triodach. Wzmocnienie napięciowe zapewnia lampa ECC 88, następnie ECC 82 pracuje jako wtórnik katodowy i steruje lampą mocy 211 produkcji Golden Dragon. Okazała 211-ka to jeden z legendarnych już typów lamp stosowanych w kosztownym sprzęcie audio. Opracowana jeszcze w latach 20-tych jest wciąż uważana za jedną z najlepszych na rynku. Z grona wszystkich lamp stosowanych we wzmacniaczach SET, 211 wyróżnia się dużą mocą, ma wyraźną przewagę nad innym klasykiem - 300B. Ale też trzeba wspomnieć, że nie jest ona łatwa w aplikacji, wymaga dużego stabilnego i znakomicie odfiltrowanego prądu żarzenia, a także wysokiego napięcia anodowego. Lampy 211 są wyjmowane na czas transportu, każdą z nich należy włożyć do odpowiedniego monobloku, stosownie do oznaczeń wykonanych przez producenta.

Triode Mono oczywiście ma swoje wymagania użytkowe typowe dla lampowych wzmacniaczy - te sprawy tłumaczy instrukcja obsługi. Natomiast nie ma on pewnych negatywnych cech spotykanych niejednokrotnie w innych lampowcach. Zarówno zwarcie jak i rozwarcie nie powoduje uszkodzenia wzmacniacza. Ancient Audio dobrze znosi niskie impedancje obciążenia - oczywiście ujawniają się wówczas ograniczenia prądowe, ale bez drastycznych zniekształceń.

Drobne wątpliwości może budzić optymalizacja współpracy Triode i Passiv - chodzi mi tu oczywiście o optymalizację pod kątem uzyskania najlepszych wyników dźwiękowych, a nie o sam fakt normalnego działania urządzeń. Impedancja wejściowa Triode wynosi 68k omów a czułość 0,5V. Przy stłumieniu sygnału z CD o 12 dB będziemy mieli impedancję wyjściową przedwzmacniacza około 10k omów. Nie jest to optimum. Osobiście wolałbym obniżenie impedancji wejściowej Passiv co spowodowałoby mocniejsze obciążenie wyjścia odtwarzacza CD, ale dla odtwarzaczy wyższej klasy (gdzie impedancja wyjściowa oscyluje zazwyczaj w przedziale od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu omów) nie jest to żaden problem.

Trwałość lampy 211 szacowana jest na 5000 godzin pracy, co powinno zapewnić kilka lat pracy. Każdorazowa wymiana lampy związana jest z regulacją wzmacniacza i powinna być przeprowadzona przez producenta.

Choć nie było to przedmiotem testu, koniecznie trzeba też wspomnieć o drugiej wersji wzmacniacza - Triode Silver. Jak wskazuje nazwa w tej wersji zastosowano transformatory ze srebrnym uzwojeniem. Pod względem technicznym oba urządzenia są takie same. Różnice brzmieniowe są według zapewnień producenta całkiem poważne. Ta droższa wersja jest niestety wykonywana tylko na zamówienie. Tak na marginesie - zauważam u polskich konstruktorów wzmacniaczy lampowych swoistą fascynację Audio Note Ongaku - w przypadku Triode Silver podobieństwa (oczywiście koncepcyjne a nie układowe) do tego legendarnego i ultra drogiego urządzenia są dość wyraźne. Co ciekawe Ancient Audio udało się znaleźć w kraju podwykonawcę zdolnego wyprodukować drut z wielokrotnie rafinowanego srebra o czystości 99,99%. Drut jest też poddawany cyklowi obróbki cieplnej w celu likwidacji niepożądanych naprężeń. Srebrny drut nie jest towarem osiągalnym w handlu, jest to więc godny odnotowania sukces technologiczny.

Opinia 1
Firma Ancient Audio tym razem dostarczyła nam komplet wzmacniający dwóch monobloków mocy na lampie Golden Dragon (w konfiguracji SE - czysta klasa A), plus pasywny przedwzmacniacz. Zważywszy na cenę (12.000 zł) można się wiele spodziewać. Powiem krótko - miłośnicy brzmienia lampowego nie powinni być zawiedzeni. Wzmacniacz ten odciska na przenoszonym materiale własne piętno, skierowany jest do osób o konkretnych gustach brzmieniowych.

Brzmienie instrumentów i wokali jest tu zawsze gładki i miłe, zredukowane zostały składniki o charakterze ostrości, szorstkości. Jest w tym wiele muzyki i melodii. Wokale, skrzypce, trąbka wypadają bardziej gładko i intymnie, są bardzo obecne, powiększone. Barwy średnicy są mocno nasycone, choć nie idzie to w parze z możliwością śledzenia wszelkich zmian intonacji i wysokości głosów. Wokale są odrobinę przesycone, mają w sobie dużo obecności i ciepła, bardzo przyjemnie się ich słucha, niestety nie można wyłowić wszystkich niuansów ich brzmienia. Zredukowane zostały również sybilanty, przekaz jest mniej analityczny. Podczas odsłuchu fortepianu okazało się że nieznacznie pogrubione zostały najniższe składowe. Wzmacniacz nie jest ocieplony w całym zakresie częstotliwości, średnica i góra wydają się bardziej ciemne. Podczas słuchania nagrania "Evans Above" P.Erskinea, przekaz w zakresie średnicy i góry był wystarczająco zimny aby oddać charakterystyczny klimat tego nagrania, jedynie najniższe odtwarzane przez Point Source 5.1 składowe były wyraźnie ocieplone. Chłodny i suchy kontrabas Danielssona tym razem wyraźnie zmienił swój charakter, zyskał więcej melodyjności, plastyczności. Taki sposób prezentacji, choć odbiega nieco od oryginału, może się podobać. Ogólnie nagranie to było bardzo dobrze wypełnione dźwiękiem, wrażenie obecności muzyków w pokoju było wyjątkowo satysfakcjonujące. Ze sceny emanowało sporo wibracji, powietrza, oddechu.

Blachy perkusyjne wydały mi się nieco bardziej ociężałe, mniej transjentowe, w ich dźwięku zabrakło blasku i słodkości. Mikołaj uznał je za zbyt jasne. Wysokie tony pomimo zróżnicowanej palety barw nie były do końca satysfakcjonujące. Bardzo przyjemnie wypadła trąbka Davisa, choć chyba nie do końca naturalnie. Emanowało z niej dużo melodii, była nieco łagodniejsza, nie wystarczająco ostra.

Najniższe dźwięki, choć wybrzmiewają nieco dłużej, nie powodują jeszcze dyskomfortu. Dźwięk ogólnie jest spokojniejszy ale nie ulega nieprzyjemnym przeciąganiom, jedynie zupełnie najniższe składowe są nieznacznie opóźnione w stosunku do reszty. Bas został też nieco rozmiękczony, stopa perkusyjna jest obszerna i obecna, ale w przypadku szybkich nagrań akcenty i rytm są nieco rozmazane, nie ma krótkiego szybkiego uderzenia. Natomiast w momencie kiedy trzeba dostarczyć potężnego impulsu na basie np. finałowe uderzenie w nagraniu "Olympic Fanfare" Williamsa, wzmacniacz radzi sobie całkiem dobrze. Oddanie potęgi brzmienia orkiestry symfonicznej nie stanowi problemu.

Walory przestrzenne dużych składów orkiestrowych zostały podane w nieco odmienny sposób. Nie można powiedzieć że scena dźwiękowa jest pusta, znajduje się tam dużo powietrza, czuje się fizyczną obecność, ale brak jest wysokotonowych mikroszczegółów. Dźwięk jest bardziej namacalny, w głębi nieco się zlewa - stanowi całość, z większym trudem przychodzi wydzielenie poszczególnych sekcji czy pojedynczych źródeł. W jazzowych składach akustycznych poszczególne instrumenty są nieco powiększone, nie mają konkretnych konturów, ale są namacalne i obecne. Separacja pojedynczych źródeł ich wydzielenie są poniżej średniej w teście. W przypadku bardziej wymagających nagrań z większym trudem przychodzi symulacja głębi, przestrzenności nagrań. Kontury pomieszczeń są nieco rozmazane nie konkretne, efekty pogłosowe na średnich i wyższych składowych mniej wyraźne.

W trakcie przeprowadzania testów końcówki Ancient Audio podłączałem też z innymi przedwzmacniaczami min. z LFD i tranzystorowym Siemelem TR 20. Najlepsze efekty dało połączenie z TR 20. Ogólny charakter - sposób kreacji obrazu dźwiękowego pozostał podobny, poprawiły się natomiast pewne szczegóły decydująca o szybkości, żywości, zabarwieniu. Nie można powiedzieć, że po zmianie przedwzmacniacza bas stał się szybki i ostry. Wciąż posiadał pewne rozmiękczenie u samego dołu, ale jego szybkość i zwartość uległy wyraźnej poprawie, nie był już tak obszerny. Dynamiczne utwory gdzie potrzeba potężnego basu zostały odtworzone z dużym rozmachem, nie ma tu powodów do narzekań. Bas zachował sporo masy a zyskał na zwartości i dynamice.

Głos Ala Jarreau zyskał więcej szczegółów lepiej oddane zostały wszelkie zmiany jego wysokości, bez problemu można było wydzielić go spośród głosu chórków. Ogólnie nagrania nabrały większej werwy i witalności. Bardzo zadowolony byłem ze sposobu odtworzenia nagrania "You Got Me" R.Pidgeon, gitary były żeńskie i dobrze nasycone, nie było żadnego pogrubienia czy dominacji jakiegoś zakresu częstotliwości, jedynie w najniższych rejestrach słyszalne było charakterystyczne ocieplenie.

Poprawie uległy efekty stereofoniczne, scena nie była jeszcze tak szczegółowa i precyzyjnie określona jak tego można oczekiwać od wzmacniacza z górnej półki, natomiast ostrość lokalizacji, przejrzystość i wydzielenie poszczególnych źródeł całkiem satysfakcjonujące. Również detaliczność i transjentowość najwyższych składowych uległa wyraźnej poprawie.

Triode Mono Ancient Audio nie jest wzmacniaczem tanim, jeśli chcielibyśmy dokupić dobry przedwzmacniacz to jego cena jeszcze wyraźnie wzrośnie. W swojej konfiguracji pierwotnej oferuje przyjemny niedrażniący dźwięk, okraszony olbrzymią melodyjnością i bardzo dobrym poczuciem obecności muzyków na scenie. Moim zdaniem zdecydowanie najlepiej wypada przy odtwarzaniu małych akustycznych składów. Jego charakter na pewno może się podobać. Produkt wyraźnie skierowany do miłośników tzw. lampowego brzmienia godzących się na pewne kompromisy jeśli chodzi o jego neutralność. (JD)

Opinia 2
Po zakończeniu zasadniczej części przesłuchań kontaktowałem się z producentem w sprawie odesłania wypożyczonego egzemplarza. Ze strony Pana Jaromira Waszczyszyna padło pytanie o wstępne wrażenia z testu - poprosiłem o odłożenie wymiany poglądów na ten temat o kilka dni. Zrobiłem to z konkretnego powodu - miałem pewne podejrzenia co do zaobserwowanych cech brzmienia i co do ich przyczyny, ale chciałem jeszcze potwierdzić swoje obserwacje w uzupełniających odsłuchach i poznać wstępne wyniki przesłuchań Radka. Na podstawie moich własnych wrażeń wysnułem bowiem wniosek, że wzmacniacz ma dużą impedancję wyjściową i jego charakterystyka śledzi charakterystykę częstotliwościową impedancji kolumn. Kiedy kilka dni później ponownie rozmawiałem z konstruktorem moje przypuszczenia zostały potwierdzone. Wzmacniacz ma wysoką impedancję wyjściową, nawet jak na lampowca.

Choć to trochę nietypowa metoda opisu brzmienia, w tej sytuacji zacznę od omówienia charakterystyki impedancji wykorzystanych zestawów. Kolumny mają typowe dla zestawów bass-reflex dwa duże wzgórki na charakterystyce w zakresie niskiego basu, dołek na przełomie bas/średnica i wzgórek na przełomie średnica/wysokie. Z uwagi na sporą wartość cewki w zwrotnicy głośnika niskotonowego wartość tego lokalnego maksimum jest całkiem duża. Ostatnią cechą charakterystyczną jest dość niska impedancja przy górnym skraju pasma. Przy odsłuchach Ancient Audio uwypuklenie obszarów dużej impedancji było wyraźnie zauważalne. Bas i wyższy środek zostały wyeksponowane na tle reszty pasma.

Niskie tony były więc trochę ociężałe, nazbyt obecne w przekazie. Kontrabasy i gitara basowa charakteryzowały się ciepłą barwą. Całościowo niskie tony sprawiały wrażenie majestatycznych i raczej powolnych, pomrukujących.

Drugim centrum uwypukleń była wyższa część średnicy. W pierwszej kolejności odbiło się to na wokalach, które w ogóle zostały przez to podane dość ofensywnie, a dodatkowo jeszcze miały charakterystycznie ożywione swoje górne rejestry. Natomiast skrzypce - których wyższe harmoniczne wchodzą w rejon tonów wysokich - wydawały się bardziej zrównoważone, nie miały tak wyraźnego podkreślenia najwyższych harmonicznych.

W połączeniu z naszymi kolumnami wysokich tonów było po prostu zbyt mało, a dodatkowo maskował je ofensywny środek, ale jak wspomniałem nasze zestawy mają nietypowo niską impedancję w górnym skraju pasma, co niewątpliwie zaważyło na uzyskanym rezultacie brzmieniowym. Na każdym materiale blachom brakowało nasycenia, metaliczności, zdecydowania. Górna część pasma traciła też w konsekwencji dynamikę.

Ponieważ wszystkie powyższe obserwacje tak silnie wiążą się cechami wykorzystanych zestawów głośnikowych trzeba podjąć próbę oceny barw w węższych pasmach, aby znaleźć prawdziwy potencjał Ancient Audio. Odnośnie średnicy i wysokich tonów można się wypowiedzieć jak najbardziej pozytywnie. Niezależnie od zaobserwowanych zmian proporcji brzmienie pozostawało zawsze gładkie czyste, schludne. To jest lampowa szkoła w najlepszym wydaniu. Co do basu jednak pozostają wątpliwości. Oprócz obfitości wystąpiło też spowolnienie. Poza tym wzmacniacza tego można słuchać długo, głośno i z pełnym poczuciem komfortu, po prostu z przyjemnością.

W materiale informacyjnym napisano, że Triode jest w stanie wysterować większość kolumn i na podstawie naszych doświadczeń można to potwierdzić. Osiągalne poziomy głośności i skala całościowej dynamiki były w pełni satysfakcjonujące - nie było potrzeby obniżania stosowanych poziomów poniżej normy, a przecież w ramach testów jest sporo odsłuchów z wysokim poziomem. Ale oczywiście zdolność głośnego grania to tylko jeden z wielu elementów składających się na całościowe postrzeganie dynamiki. Podobało mi się w także wrażenie naturalnej płynności muzyki, a uwypuklenie średnicy dawało też jej ożywienie. Mimo opisanych wyżej zastrzeżeń, bas jednak dobrze wspomagał tworzenie ogólnej skali muzyki. Natomiast braki odnotowaliśmy w dziedzinie odtwarzania transjentów, a także swoistej drapieżności - wzmacniacz zabrzmiał trochę nazbyt łagodnie.

Zestaw Ancient Audio mógł się poszczycić dobrym oddaniem głębi nagrań, nie mieliśmy też uwag odnośnie stabilności lokalizacji, wszystkie źródła pewnie pozostawały na swych miejscach. W kameralnych utworach całkiem przekonywująco oddane zostały pogłosowe wybrzmienia towarzyszące instrumentom. Natomiast w bardziej rozbudowanych utworach zabrakło nam już selektywności przestrzennej, trochę też za bardzo rozpływały się kontury źródeł. To samo dotyczy analityczności w ogóle, w prostszych nagraniach czytelność drobniejszych niuansów jakby zapowiadała dobre osiągi. Ale zmasowane chóry w operze czy też ściana rockowego dźwięku Pearl Jam pozostawały trochę zbyt jednolite w swej masie.

Przede wszystkim trzeba jeszcze raz przypomnieć, że monobloki Ancient Audio są silnie wrażliwe na podłączane do nich kolumny. Zawsze można twierdzić, że każdy zamieszczany przez nas test jest tylko relacją o działaniu urządzenia w konkretnym systemie audio. To jest poniekąd bezspornym faktem. Jestem jednak przekonany, że mimo wszystko recenzje mają z reguły walor sporego uniwersalizmu - większość zebranych przez nas obserwacji ma szansę sprawdzić się w innych zestawieniach. W przypadku Triode Mono tak jednak nie jest. Zdaniem producenta Triode Mono znakomicie sprawdziły się z kolumnami Sonus Faber o wyrównywanej impedancji - co wcale mnie nie zaskakuje.

Nawet przy niezbyt korzystnym zestawieniu sprzętowym komplet wzmacniaczy Ancient Audio zdołał stworzyć dźwięk bardzo gładki, o niezaprzeczalnym uroku - choć niekorzystne pod względem technicznym skojarzenie z kolumnami wykluczyło w zasadzie możliwość uzyskania w pełni zrównoważonego dźwięku. Jeśli uda się Państwu skonfigurować system stosownie do potrzeb, to Triode Mono z pewnością przyniesie dużą satysfakcję ze słuchania muzyki. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl