Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Radmor D-5552


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 5/95
Wymiary:440,100,280 mm
Wyjścia: standardowe, słuchawkowe
Cena (10/1995): 820 zł
Zestaw testowy 1: YBA Integre, JMlab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2: YBA Integre, Monitor Audio Studio 20SE

Trudno właściwie jednoznacznie ocenić wygląd Radmora. Jest to mieszanka rozwiązań przestarzałych i dość skromnych oraz elementów typowych dla współczesnych japońskich konkurentów. Po staremu wygląda ścianka przednia i klawisze. Nowością w stosunku do starszych modeli jest numeryczna klawiaturka pod szufladą. Reszta ścianki to powtórka z poprzednich modeli. Dość duże, jednakowej wielkości przyciski rozmieszczono po bokach i pod wyświetlaczem. Nie są one zbyt komfortowe w działaniu, wymagają dość sporego nacisku i nie mają wyraźnego momentu zadziałania. Oprócz wykonania podstawowych funkcji, przyciskami na przedniej ściance można wykonać dodatkowe czynności takie jak zwykłe programowanie, programowanie do nagrania na kasetę, wstawianie dodatkowych przerw między utworami, zmiana trybu pracy wyświetlacza i powtarzanie. Fluorescencyjny wyświetlacz wskazuje jakie funkcje zostały uruchomione, ma kalendarzyk na 20 utworów, pokazuje numer utworu i czas w jednym z czterech dostępnych trybów. Pilot do sterowania całej wieży Radmora daje wszystkie funkcje dostępne na przedniej ściance wraz z kilkoma drobnymi uzupełnieniami.

Wcześniejsze odtwarzacze Radmora bazowały na technologii Philipsa. Aktualny model dość radykalnie zerwał z tą tradycją. Zarówno mechanika jak i kluczowe komponenty już nie pochodzą od Holendrów, lecz od firm dalekowschodnich. Zerwano też z wielobitowymi przetwornikami na rzecz przetworników jednobitowych. D-5552 ma też wyjście słuchawkowe z regulacją poziomu głośności.

OPINIA 1
Odtwarzacz Radmora prezentowany bezpośrednio po Eclipse ukazał bardzo wyraźny postęp w dźwięku. W trakcie odsłuchu zastanawiałem się jaka dzieli te dwa modele różnica cenowa. Jak się okazuje nie jest ona tak przepastna jak brzmienie. Radmor cechuje się nadzwyczaj dobrymi manierami, zaliczyłbym go do tej samej szkoły co model Kenwooda, NAD 510.

Brzmienie środka jest dosyć szlachetne. Instrumenty w klasyce były otwarte i dobrze naświetlone. Śledzenie barw jest mocną stroną Radmora. W koncercie skrzypcowym Beethovena skrzypce były słodkie i bardzo żywe, z kolei w kwintecie smyczkowym Schuberta bardziej ostre, ale w pozytywnym sensie. Barwa była lekko przesunięta w stronę świeżego, rozjaśnionego dźwięku, ale nie brakowało też nasycenia w niskich rejestrach przy pociągnięciach smyczków. Jedynie słuchając nagrań z płyty Chesky Records słychać było pewne zmatowienie. MK dodaje, że w brzmieniu nie było suchości, czy też chropowatości w wyższych zakresach środka. Wokale były dobrze wybudowane, muzykalne. Cassandra Wilson zaśpiewała z dużym ładunkiem emocjonalnym, jej głos zajął wiarygodne miejsce na scenie dźwiękowej.

Na podstawie basu łatwo stwierdziłem, że dźwięk ma znacznie szersze pasmo niż model Eclipse. Bas jest dość głęboki i mocny. Nie odczuwałem niedosytu nawet w nagraniach Ginger Baker Trio, gdzie siłę przekazu stanowią blisko nagrane bębny i kontrabas. Gitara basowa Lonnie Plaxico została bardzo wyraźnie podana, stanowiła solidny fundament. Zakres barw także nie budził wątpliwości. Różnica pomiędzy basem akustycznym w Trio Johna McLaughlina, a elektrycznym w Flashback On M-base była wyczuwalna. Walory rytmiczne w odtwarzaczu Radmora nie ustępują innym modelom. Linia basu nigdy nie ginęła, tworzyła szybki i precyzyjny wzór rytmiczny. Radmor nie posiada niestety zbyt dużej energii na basie. Zakres dynamiki tutaj też nie jest zbyt obszerny. Często przewijało się w notatkach stwierdzenie o braku porządnego oddechu basu. Nie psuje to jednak w jakikolwiek sposób ogólnie poprawnej równowagi brzmienia.

Wysokie tony są dość czyste. W zależności od nagrania potrafiły one być zbyt łagodne tak jak Sarze K, albo też i zbyt metaliczne w Trio Johna McLaughlina. Talerze perkusji brzmiały wyraziście. Śledzenie dynamiki brzmienia blach było dobre. W nagraniu Trio Jarretta wzór perkusji był rzetelnie definiowany, atmosfera nagrania została solidnie przekazana.

Dynamika Radmora powyżej basu jest niezła, szczególnie w wyższych zakresach, gdzie słyszalne było sprawne i czyste przetwarzanie transjentów. Dynamika oczywiście mogłaby być podciągana na wyższy poziom w niskich zakresach pasma. Ogólnie Radmor brzmiał żywo i prężnie, bez oznak spowolnienia tempa, czy kompresji.

Radmor nieźle radzi sobie także z akustyką. Za 800 zł trudno wymagać, aby odtwarzacz kreował odpowiednią atmosferę do każdego nagrania. Instrumentarium zostało poprawnie rozmieszczone, solidnie zogniskowane. W klasyce brakowało poczucia obecności dźwięków nagranych z niskim poziomem. W bardzo obfitym w dźwięk nagraniu Trio Jarretta scena stawała się zbyt dwuwymiarowa - zanikało poczucie głębi. Przy nagraniach akustycznych mniej obfitujących w instrumentarium np. Sara K poczucie przestrzenności dźwięku było bardzo dobre, z wyraźnie zaznaczoną wieloplanowością.

Dźwięk wylewa się z odtwarzacza Radmor łatwym i wartkim strumieniem. Obaj z MK zakończyliśmy notatki z odsłuchu stwierdzeniem, iż Radmor jest łatwy w odbiorze - jest muzykalny. W dźwięku dominuje bardzo neutralny balans tonalny, w słowach MK: wszystko jest zgrane i umiarkowane. Należy przyznać, iż Radmor zajął bardzo bezpieczne miejsce na palecie brzmień. Radmor nie jest zbyt ekscytującym urządzeniem, więcej ciepła i emocji dozuje testowana niedawno Diora. Najbliższe poważne zagrożenie dla Radmora to NAD 510. (MS)

OPINIA 2
Pozytywnie można ocenić ogólną równowagę barwy Radmora i na początek uznałbym to za poważny atut tego niedrogiego przecież odtwarzacza. Przy dokładniejszym słuchaniu da się wyłowić kilka drobnych niedociągnięć, ale żadne z nich nie ma zbyt natarczywego charakteru. W kategoriach braków można wymienić brak głębokości basu w najniższych rejestrach, ale w odniesieniu do sprzętu tej klasy cenowej nie jest to żaden zarzut. Bas ma charakter kojarzący się nieco z pewnym stereotypem dotyczącym kolumn z zamkniętą obudową. Nie za obfity, nie za głęboki, kontrolowany, ale też i trochę pozbawiony energii. Pozostaje uczucie pewnego niedostytu, co według mnie jest zwykle lepsze niż brak umiaru.

Średnica była przyzwoita bez szczególnych cech charakterologicznych. Lekko zaznaczona piskliwość w brzmieniu skrzypiec, przenikliwość trąby czy fletu to niuanse, które jak sądzę zostaną w praktyce skutecznie zamaskowane przez podbarwienia wnoszone przez tańsze kolumny. KK był większości przypadków zadowolony z wokali.

Wysokie tony też miały drobne niedostatki. Ilościowo było ich w sam raz, kiedy trzeba brzmienie było metaliczne i ostre, kiedy trzeba spokojne. W wysokich partiach chwilami odczuwalny był lekko szumiący charakter barwy, ale to zjawisko było mało uwypuklone i w sumie niewiele obniżyło przyjemność słuchania muzyki.

Trochę tak jak w mniejszych kolumnach dynamika 5552 raczej opiera się na żywym brzmieniu instrumentów i na niezłym przetwarzaniu szybszych rytmów, niż na potędze brzmienia. Bez problemu odtworzony został mój test na odtworzenie skomplikowanej i szybkiej rytmiki (Fourth World). Natomiast symfonika czy ciężki bas Marcusa Millera nie miały właściwej obfitości, zwłaszcza na basie. KK też odczuł ograniczone możliwości Radmora zwłaszcza w utworach rockowych.

Selektywność jest zwykle niezła. Zwłaszcza w prostszych i średnio skomplikowanych nagraniach efekty są dobre, z konturowym zaznaczeniem źródeł. Główne ograniczenia dotyczą rozdzielczości w zakresie niskiego basu i kontroli nad gęstymi utworami rockowymi. W tych dziedzinach ograniczenia są bardziej wyraźne.

Choć wygląd obudowy i organizacja klawiszy to rozwiązania trochę przestarzałe, a z zewnątrz D-5552 jest mało atrakcyjny, to jednak pozytywnie przyjęliśmy ten odtwarzacz. Dla naszej oceny kluczowe znaczenie ma jakość dźwięku, a w tej dziedzinie wrażenia są całkiem dobre. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl