Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Cairn Swan


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 1/99
Wymiary: 432,88,310 mm
Wyjścia: standardowe
Cena (2/1999): 2.730 zł
Zestaw testowy 1: LFD LS0/PA2M, JM Lab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2: LFD LS0/PA2M, zestawy samodzielnie skonstruowane z głośników Scan-Speak Revelator i 18W8545, Zoller Design Metropolis Imagination
Testowano w grupie wraz z: Cairn Swan, Luxman D-375, Micromega Stage 4, Yamaha CDX-890

Cairn Swan to obecnie najtańszy odtwarzacz CD w ofercie tej francuskiej firmy. Droższe modele Meije i Ecrins wyglądają z zewnątrz niemal dokładnie tak samo. Taka unifikacja podzespołów jest przez wiele firm audiofilskich bardzo chętnie stosowana dla obniżenia kosztów.

Wzornictwo Swana jest skromne, pozbawione jakichkolwiek ekstrawagancji czy użytkowych udziwnień. Jedynym bardziej charakterystycznym elementem jest podświetlane logo z nazwą modelu odtwarzacza. Poza tym przednią ściankę zdobi standardowy wyświetlacz i kilka przycisków do obsługi podstawowych funkcji. Coś w tym jest zaskakującego, że Francuzi zazwyczaj robią tak dyskretnie wyglądający sprzęt hi-fi. W Paryżu jest przecież mnóstwo efektownych budowli, które w większości innych miast wyglądałyby jak wykwit wybujałej ekstrawagancji, na prowincji nie brak okazałych zamków i zameczków. Ale kiedy przychodzi do produkcji sprzętu audio to ci sami Francuzi lubują się w zwykłych szaro-czarno-nijakich pudełkach. YBA, Micromega, Cairn, Lavardin i kilka jeszcze innych firm robi jednako dyskretne i pozbawione osobowości metalowe skrzyneczki z elektroniką. Skąd ta dwoistość charakteru Francuzów? Może cały zasób narodowej fantazji wyczerpał się w dziedzinie architektury oraz produkcji win i serów, a na inne rodzaje aktywności już zabrakło sił?

Wróćmy do meritum. Nie tylko wygląd ale i techniczne podobieństwa łączą też poszczególne modele odtwarzaczy Cairna. Wszystkie one wykorzystują ten sam mechanizm CDM 12. Jak to często bywa w przypadku firm audiofilskich zadbano o solidne mocowanie mechanizmu. Jest on przykręcony 3 śrubami do aluminiowej płyty, a ta z kolei w trzech punktach przymocowana do metalowej obudowy, co w sumie ma zagwarantować dobrą stabilność mechaniczną. Podobnie jak w przypadku elementów obudowy także unifikacja transportów w odtwarzaczach CD jednej firmy też jest dość popularna. Przyczyn tego zjawiska upatrywałbym przede wszystkim w ograniczonej ofercie podzespołów, choć nie tylko. Rozmawiałem na ten temat z kilkoma konstruktorami. Większość z nich twierdzi, że elektronika jest w odtwarzaczu CD istotniejszym elementem niż mechanika i w większym stopniu decyduje o ostatecznej jakości dźwięku.

Różnice pomiędzy poszczególnymi modelami Cairna polegają na wprowadzaniu wraz ze wzrostem ceny kolejnych udoskonaleń w zasilaczach, konwerterach CA i stopniach wyjściowych. Swan, jako najtańszy, ma najprostsze rozwiązania. Znajduje się w nim tylko jeden transformator. Zastosowano przetwornik CA typu Continuous Calibration o rozdzielczości 16 bitów. W odtwarzaczu wykonywane jest 8-krotne nadpróbkowanie. Analogowy filtr drugiego rzędu wykonano w oparciu o wzmacniacze operacyjne. Swan niestety nie jest wyposażony w wyjście cyfrowe. Impedancja wyjściowa wynosi 1k oma - jest to dość sporo. Gniazda wyjściowe są złocone.

Opinia 1
Podobnie jak lampowy przedwzmacniacz Siemela, tak Swan trafił do nas nieco później niż pozostałe komponenty. Nie został zatem porównany z wszystkimi odtwarzaczami w teście, a odsłuchy odbywały się na kolumnach Zoller Imagination, mimo wszystko powtórzono testy innych odtwarzaczy aby uniezależnić się od wpływu zmiany warunków. Swan nie odbiega specjalnie od innych urządzeń w teście, ma swoje mocniejsze i słabsze strony w stosunku do konkurencji.

Bardzo pozytywnie prezentuje się średnica, niestety jej wyższy zakres ma wąskie ale wyraźne podbarwienie. Brzmienie skrzypiec czy wokali jest pełne i ciekawe, barwy zmieniają się w szerokim zakresie, nie są ani specjalne jasne ani ciepłe, mimo tego można doszukać się wielu takich cech jak delikatność, miękkość, aksamitność. Sytuacja staje się mniej korzystna gdy dźwięki wkraczają w zakres podbarwienia, wyższe składowe skrzypiec i wokali żeńskich staja się wówczas mniej przyjemne, lekko ostre i natarczywe. Efekt ten jest jeszcze na na tyle akceptowalnym poziomie, że na innych mniej analitycznych kolumnach mogłoby się okazać że brzmienie jest liryczne, a zarazem ostre kiedy trzeba. Na tle testowanej grupy średnica prezentuje się bardzo korzystnie, jest najbardziej kwiecista i delikatna za razem.

Zakres najwyższych tonów jest jednak nieco zbyt delikatny, za mało nasycony i metaliczny. Zmiany charakteru i zabarwienia blach perkusyjnych mogłyby być większe. Brzmienia blach w nagraniach Tria Herscha i Erskina były zbytnio do siebie zbliżone. Góra była za to bardziej detaliczna niż u konkurencji. Dokładnie słychać było dźwięki łańcuszka na talerzu. Lepiej zostały odtworzone efekty konkretnych wymiarów pomieszczeń. Głębia była wyraźna i dobrze określona, pomieszczenia bardziej obecne, w nagraniach było sporo pogłosu. Do pewnego stopnia można śledzić przemieszczanie się instrumentów po scenie. Ostrość i stabilność lokalizacji jest również na wysokim poziomie, źródła się nie przybliżają ani się nie zlewają, separacja pojedynczych instrumentów jest bardziej konturowa i czytelna niż w przypadku Yamahy CDX-890 czy Stage 4. Największa różnica jest jednak w prezentacji atmosfery i klimatu nagrań. Swan potrafi czytelnie ująć instrumentarium, a przy tym oddać pewne składniki emocjonalne towarzyszące grze muzyków. Przekaz nie jest bezduszny i zimny, ze sceny emanuje sporo powietrza i oddechu.

Nieco mniej pochlebne uwagi odnotować należy odnośnie basu, jest plastyczny i dobrze nasycony, zupełnie najniższe dźwięki zostały jednak nieznacznie pogrubione i rozmiękczone. Śledzenie zmian barwy instrumentów strunowych (z wyjątkiem najniższych dźwięków) jest wystarczająco precyzyjne. Mimo wszystko gitara basowa na Stage 4 miała więcej charakterystycznego - naturalnego gitarowego brudu, była nieco bardziej sucha i bardziej zwarta, wydawała się bardziej naturalna. Akcenty rytmiczne w przypadku Swana były nieco rozmiękczone, mimo że nie stanowiło to dużego problemu, to ostre, krótkie uderzenia mogły wydawać się zbyt długie i słabo określone. Selektywność pojedynczych instrumentów na basie została również nieco ograniczona.

Niskie składowe mogły natomiast zabrzmieć całkiem potężnie, oddanie dużych ciśnień stopy, czy dużego bębna basowego było całkiem przekonywujące, odciskało swe piętno również na klatce piersiowej i brzuchu. Niestety dynamika utworów nie opierających się na niskich rejestrach była już nieco złagodzona. Gitarowe nagranie R.Pidgeon ("You Got Me") okazało się mniej rześkie, bardziej spokojne i delikatne. Ballady jazzowe wydawały się spokojniejsze niż zazwyczaj, obdarzone większą melancholią.

Ogólnie urządzenie to generuje delikatny i bardzo obecny dźwięk, dodatkowo całkiem przyjemnie i naturalnie oddaje akustykę i klimat pomieszczenia z muzykami, a minimalne uspokojenie przekazu w przypadku muzyki kameralnej - akustycznej dodaje jej jedynie osobliwego uroku. Brzmienie Swana najlepiej sprawdza się też z nagraniami akustycznymi, gdzie można cieszyć się bogatym zabarwieniem instrumentów, ich czytelnym umiejscowieniem w przestrzeni i ujmującą atmosferą nagrań. Jeśli ktoś najwięcej słucha takiej właśnie muzyki, powinien przeanalizować wady i zalety tego urządzenia, dopasować je do własnych upodobań i preferencji, jeśli bilans okaże się korzystny na pewno warto odwiedzić dealera i osobiście dokonać przesłuchań, a efekt nie przyniesie rozczarowań. (JD)

Opinia 2
Zależnie od towarzystwa, w którym odsłuchiwany był Swan, pierwsze komentarze na temat jego brzmienia bywały różne. Po podsumowaniu kilku wykonanych przez nas porównań wyłonił się jednak obraz urządzenia dość zrównoważonego. Patrząc globalnie można uznać, że całość jest pozbawiona istotniejszych uwypukleń i nie odczuwaliśmy też braku jakiegoś fragmentu pasma.

Jeśli ktoś jednak koniecznie chciałby się doszukać w tym odtwarzaczu jakiegoś charakteru to można by tu mówić o lekkim ociepleniu dźwięku, przesunięciu punktu ciężkości w dół pasma - nie jest to jednak zjawisko, które by się narzucało. Bas był obfitszy niż w przypadku Yamahy, ale już nie tak czytelny i nie aż tak zwarty. Z drugiej strony był równiejszy niż w przypadku Micromegi. Jak to określił Radek, bas przy odtwarzaniu płyty Dire Straits mocno mruczał, stopa i gitara basowa nadawała charakter brzmieniu.

Wrażenie ocieplenia może powstać nie tylko dzięki opisanemu powyżej sposobowi odtwarzania niskich tonów, ale również dzięki lekko złagodzonej prezentacji drugiego skraju pasma. Blachy i cała reszta "przeszkadzajek" na górze wypadła raczej pastelowo lub nawet matowo. I w tym przypadku nie określiłbym skali zjawiska jako dużej - cały czas miałem wrażenie, że Swan pozostaje blisko równowagi.

Kiedy wcześniej pisałem o pewnym zróżnicowaniu komentarzy, to głównie miałem na myśli średnicę. Mimo kilku uwag co do drobnych modyfikacji barwy nie podjąłbym się wyszczególnienia jakichś konkretnych podbarwień. Sumarycznie średnica sprawia wrażenie zakresu zrównoważonego, choć nie miała zbyt sugestywnego naturalizmu.

Jeśli chodzi o dynamikę, to Swan w tej dziedzinie był nazbyt powściągliwy. Bas nieźle radził sobie ze stworzeniem obfitości brzmienia, ale jego możliwości rytmiczne i szybkość wypada ocenić jako średnie. W wyższych rejestrach ograniczenia dynamiczne nie były zbyt poważne, ale jednak - jak pokazuje przede wszystkim przykład Luxmana - odtwarzacz z tej klasy cenowej może grać jeszcze żywiej, zwinniej, po prostu bardziej energicznie i ekscytująco. Zarywane silnie struny nie brzmiały wystarczająco drapieżnie i agresywnie. Być może uda się jednak Państwu uzyskać lepsze wyniki w tej materii. Zestawienie dość wysokiej impedancji wyjściowej Swana ze stosunkowo niską impedancją wejściowa LS0 jest co prawda do przyjęcia pod względem technicznym, ale nie jest w pełni zoptymalizowane z czysto audiofilskiego punktu widzenia, ucierpieć może właśnie ekspresja dynamiczna. Jest to jedno z tych zagadnień, które nie doczekały się ścisłego opracowania teoretycznego, ale wśród praktyków opinia na ten temat jest dość zgodna. Przy impedancji wyjściowej 1k oma lepsze byłoby obciążenia rzędu dwudziestu kilku czy też czterdziestu kilku komów.

W naszych opisach stereofonii pojawiły się dość zbliżone komentarze, choć Radek bardziej podkreślił skalę występujących ograniczeń. Zabrakło nam zarówno trochę swobodniejszego rozpostarcia przestrzeni jak również wypełnienia jej akustyką. Co do samych źródeł, to pozostały trochę zbyt mało przejrzyste, za mało namacalne. Natomiast Swan bardzo dobrze radził sobie ze stworzeniem przyjemnego, komfortowego klimatu nagrań. Nieco ocieplona, subtelna akustyka miała swój urok.

Radek trochę narzekał też na ograniczenia selektywności średnicy, zwłaszcza w żywych fragmentach z mnogością przeróżnych instrumentów. Tego typu komentarze pojawiały się też przy odtwarzaniu chórów. Brakowało zarówno zróżnicowania palety barw jak też łatwości śledzenia wydarzeń. Także w odniesieniu do wysokich tonów pojawiły się komentarze o ograniczeniu bogactwa barw i wybrzmień. Generalnie zgadzam się z opinią Radka, choć tylko w odniesieniu do trudniejszych nagrań. W prostszej popowej muzyce, a nawet w przypadku kameralistyki, analityczność Swana wydawała mi się w zupełności wystarczająca.

Jest to przyzwoicie brzmiące urządzenie, choć nie przyciąga uwagi niczym szczególnym. Jak to podsumował Radek: Swan nie gra źle, ale też i nie wyróżnił się tak jak to uczynił Luxman. Być może pożyteczna będzie też dla Państwa następująca informacja. Pod koniec testów tej grupy odtwarzaczy CD nie mieliśmy akurat przejściowo żadnego własnego źródła w redakcji. Przypadek zrządził, że akurat w tym czasie zawitał do mnie znajomy by porównać dwa wzmacniacze i musieliśmy wybrać źródło z grona: Cairn, Micromega, Yamaha. Luxman już wcześniej wrócił do dystrybutora i w tej sytuacji mój wybór padł na Swana. Może nie dlatego, że był on najlepszy, ale dlatego, że najbardziej wyważony. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl