Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Dobra nazwa poszukiwana

21 lutego 2006

Zwykle jest tak, że trudno znaleźć chętnych do załatwiania spraw przyziemnych, a łatwiej zainteresować ludzi naprawianiem wielkich problemów. Weźmy sprawy takie jak choćby globalizacja. Zbierają się tłumy żeby robić manifestacje, zawiązują przeróżne organizacje i wszystko to by zmienić stan rzeczy. Zupełnie inny jest poziom zainteresowania masą trywialnych problemów, choćby takich jak odśnieżanie chodników. Takie rzeczy spychamy na urzędy, służby, sąsiadów, czy kogo tam się uda w danej sprawie znaleźć.

Dlatego nie robię sobie większych nadziei związanych z tym felietonem - obawiam się, że odzew będzie mizerny. Niektórzy uznają, że to problem zbyt błachy, a inni że w ogóle nie ma żadnego problemu. No ale mimo wszystko spróbuję.

Drodzy producenci sprzętu audio, starajcie się, żeby Wasze wyroby miały sensowne nazwy. Spytacie czy nazwy rzeczywiście mają jakiekolwiek znaczenie poza marketingiem. Ano mają.

Niewątpliwym owocem dobrej nazwy jest wygoda klientów i kontrahentów. Po co obciążać pamięć innych osób dziwnymi symbolami skoro nie jest to potrzebne? Już brzmią mi w uszach kąśliwe riposty: klienci są tak leniwi umysłowo, że nie zaszkodzi przyswojenie paru skomplikowanych nazw jako intelektualna gimnastyka. I co z tego, że są leniwi umysłowo? To absolutnie nie jest powód by zmuszać kogokolwiek do zaśmiecania pamięci dziwacznymi nazwami, skoro można zastosować nazwy prostsze i łatwiejsze do zapamiętania. Lepiej by było, aby zaoszczędzoną energię intelektualną klienci poświęcili na przyswojenie prawdziwej wiedzy, a nie zapamiętywanie jakichś kropek, kresek i przecinków w oznaczeniach modeli. No i proszę też mieć się na baczności z tego typu krytyką, bo to może się obrócić przeciw Wam. Aż korci by zadać tu pytanie czy kiepskie nazwy nie są owocem lenistwa umysłowego producentów? Weźmy na przykład szyfry jakie stosują nagminnie producenci japońscy. Przecież nie ma żadnego sensu w zapamiętywaniu oznaczeń takich jak STR-DB2000, RP-F350 czy S-H310V - to przecież czysty nonsens. Na analizę tego smutnego zjawiska wręcz żal marnować Państwa i mojego czasu.

Wygoda jaką przynosi łatwa i naturalna nazwa wykracza zresztą poza kwestię obciążeń intelektualnych. Każda nazwa będzie używana. Będzie wpisywana do cenników i artykułów, internauci będą ją wprowadzać do formularzy internetowych wyszukiwarek. Przyswajalna nazwa będzie łatwiejsza w użytku, zmniejszy liczbę pomyłek, niepotrzebnej irytacji, oszczędzi czas wielu ludziom, włączając w to twórców owych nazw. Po co więc komplikować sprawę poprzez wprowadzenie greckich liter, oznaczeń do kwadratu, mieszania wielkich i małych liter. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że nazwa będzie przepisywana tysiące razy to jej niepraktyczna postać przestaje być zjawiskiem marginalnym.

Choć nie da się tego stosować powszechnie, to jednak przynajmniej w części przypadków można wykorzystać nazwę do przekazu pewnej treści, w jakimś stopniu opisując produkt lub intencje projektanta. Dobrze by też było aby nazwy były oryginalne, no ale zdaję sobie sprawę jak ciężkie jest to zadanie w naszych czasach. Nazwy to jeden z tych zasobów naturalnych, które zostały już bardzo wyeksploatowane.

Ciekawym polem dla obserwacji i porównań jest branża samochodowa. Tam nikt nie lekceważy sprawy nazewnictwa. Z jednej strony producenci samochodów mają łatwiejsze zadanie, ilość modeli jest znacznie mniejsza. No ale z drugiej strony ich sytuacja jest o tyle gorsza, że zakres słów stosownych do nazwania samochodu jest bardziej ograniczony. Wyobrażacie sobie Volkswagena Beethoven albo Fiata Vivaldi?

Samochody zwykle nazywane są dość łatwo wpadającymi w ucho i łatwymi do wymówienia słowami. Trudno zawsze stosować tę regułę i wykorzystanie oznaczeń literowo-cyfrowych jest nieuniknione. Modelowym przykładem z rynku motoryzacyjnego jest dla mnie konwencja stosowana przez Peugeota. A więc modele 205, 206, 207 czy analogicznie 305, 306, 307. Proste, jasne, przejrzyste i jednoznacznie kojarzone z marką - nawet ja wiem o co w tym chodzi choć moje zainteresowanie motoryzacją jest wyjątkowo słabo rozwinięte. Doprawdy wielkie rozczarowanie sprawiły firmy NAD i Philips. Obydwie miały znakomite okazje by wdrożyć analogiczne systemy nazewnictwa w audio. Pamiętacie odtwarzacze kompaktowe Philipsa CD100, CD200 i CD300? To mógł być zaczątek takiej dynastii jak u Peugeota, no ale jak wiadomo nie był. Równie bezsensownie złamano konwencje w nazewnictwie modeli NAD. To co zrobiły obie firmy odebrałem jako językowy wandalizm.

Nie każdy może skopiować Peugeota, a jednak mimo wszystko trzeba się posłużyć literami i cyframi. Jeśli trzeba to trudno, ale warto zawsze aby tego typu oznaczenia były proste i tworzyły spójny system. Piszę o tym, że mają tworzyć spójny system, bo z reguły oznaczenia literowo-cyfrowe stosuje się tam gdzie produkty należą do większych grup.

Na koniec chciałbym przedstawić pewną hipotezę. Hipoteza owa pozostanie tylko hipotezą, bo do przeprowadzenia jej dowodu potrzebna by mi była zdolność czytania w ludzkich myślach - a takowej nie posiadam. Otóż przypuszczam, że kiepskie nazwy to symptom groźniejszego zjawiska. Działalność producenta nie ogranicza się do rozwiązywania problemów konstrukcyjnych, produkcyjnych i handlowych. Producent powinien też mieć koncepcję produktu. Koncepcję całościową, kompletną, uwzględniająca nie tylko aspekty techniczne ale także potrzeby klientów i sytuację na rynku. Producent powinien wiedzieć kto i dlaczego ma kupić jego dzieło. Jeśli producent potrafi stworzyć taką koncepcję to i wybór nazwy zapewne przyjdzie mu łatwiej. Natomiast jeśli wizja produktu jest niedopracowana, niewyraźna lub błędna to i nazwa może być gorsza. Oczywiście można znaleźć przykłady znakomitych produktów o kiepskich nazwach i na odwrót, kiepskich produktów o dobrych nazwach. Ale po wielu latach pracy w branży skłonny jestem jednak przypuszczać, że to właśnie brak jasnej koncepcji produktu prowadzi w konsekwencji do kiepskich nazw. A więc - drodzy producenci - zastanówcie się proszę głębiej nad nazewnictwem swoich wyrobów. Kto wie, może przy okazji nie tylko nazwy będą lepsze, ale i same wyroby bardziej dopracowane. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl