Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Musical Fidelity X-A50


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 6/97
Wymiary: 110,110,330 mm
Moc: 50/8, 100/4
Cena (12/1997): 2.650 zł
Zestaw testowy 1: Audiomeca Mephisto, Meridian 566, Rogers Studio 7
Zestaw testowy 2: Audiomeca Mephisto, Meridian 566, Zoller Design Metropolis Imagination

Niezależnie od wszelkich ocen brzmienia i wykonawstwa jedno trzeba przyznać firmie Musical Fidelity. Wprowadzenie na rynek serii walcowatych urządzeń (X-series) pod względem marketingowym zostało pomyślane bardzo sprytnie. Dzięki swej oryginalnej formie wzorniczej urządzenia przyciągają uwagę klientów. Nietypowym posunięciem było też opracowanie dość kontrowersyjnego urządzenia jakim jest X-10D (bufor pomiędzy odtwarzacz CD a wzmacniacz). Sama koncepcja X-10D jest na tyle nietypowa, że wzbudziła zainteresowanie ze strony prasy. X-10D z jednej strony ma zapewnić lepsze dopasowanie impedancyjne wejść i wyjść, ale niestety zwiększa ilość elementów w torze. Idea jego zastosowania jest więc kontrowersyjna już pod względem teoretycznym. X-10D był recenzowany przez mnóstwo czasopism w różnych krajach. Choć najczęściej był przyjmowany pozytywnie, czasem wręcz bardzo przychylnie, to zdarzały się też oceny wyraźnie krytyczne ze strony bardzo renomowanych dziennikarzy. Tak czy inaczej na pewno zwiększyło się też zainteresowanie innymi komponentami o charakterystycznym walcowatym kształcie.

Seria X zawiera więc już przedwzmacniacz, 2 przetworniki CA (jeden z HDCD), przedwzmacniacz gramofonowy, regulator barwy, dodatkowy zasilacz (nie jest on przystosowany do współpracy z recenzowanymi tutaj X-A50), wzmacniacz słuchawkowy i kable X-linx. Pojedynczy walec wygląda całkiem ciekawie, natomiast trudno jest mi wyobrazić sobie cały system złożony z komponentów X-series.

Jak to zwykle bywa w przypadku wzmacniaczy mocy niewiele jest do powiedzenia na temat możliwości funkcjonalnych X-A50. Każdy monoblok ma wejście liniowe, parę zacisków do kolumn i włącznik sieciowy. Oprócz tych niezbędnych elementów jest jeszcze tylko wyjście liniowe. Można na przykład wykorzystać je do podłączenia następnego wzmacniacza mocy. Ten element znakomicie ułatwi pracę w systemach dwuwzmacniaczowych. Według opisu na obudowie wzmacniacz powinien być uziemiony, ale tak czy inaczej w większości naszych krajowych instalacji będzie to wymóg trudny do spełnienia. Jedna sprawa troszkę mnie zdumiała. W instrukcji obsługi nie podano niektórych istotnych danych technicznych, konkretnie chodzi mi o czułość wejścia i impedancję wejściową. Co prawda nasze doświadczenia użytkowe z X-A50 wskazują, że te parametry są dość typowe, ale mimo wszystko takich specyfikacji nie powinno się pomijać w przypadku wzmacniacza mocy.

Obudowa ma nie tylko oryginalną formę wzorniczą, ale jest też całkiem solidna. Walec tworzy zwartą i sztywną podstawę montażową. Przednia ścianka z aluminium też wygląda okazale.

Wewnątrz wzmacniacz jest oczywiście bardziej konwencjonalny niż na zewnątrz. Z tyłu znajduje się toroidalny transformator umieszczony jak najbardziej konwencjonalnie, czyli pionowo, przed nim umieszczono kondensatory zasilacza, a dalej znajduje się płytka z układami elektronicznymi. Tranzystory wyjściowe są przymocowane do podłużnych sztabek, a te z kolei do obudowy, tak więc walce pełnią także rolę radiatorów.

Choć jak wspomniałem w serii X jest też przedwzmacniacz to do testów otrzymaliśmy same monobloki. Pracowały one z przedwzmacniaczem LFD LS0. (GS)

Opinia 1
Te ciekawie wyglądające monobloki prezentują nieco odmienną charakterystykę brzmienia niż opisywane obok lampowce. Na uwagę zasługuje ich dużo większa szybkość, dynamika i spory zapas mocy.

Choć X-A50 zalicza się do tańszej grupy spośród testowanych tu urządzeń, może się poszczycić dobrą równowagą tonalną pasma, żaden zakres nie jest uwypuklony czy też schowany. Nagranie "You Got Me" R.Pidgeon zostało odtworzone wręcz wzorcowo. Zawierało odpowiednią dozę ostrości i szorstkości, gitara ciągnąca linię basu była ciągle obecna, dawała znakomity podkład, wokale nie dominowały, nie były też schowane, każdy instrument można było znakomicie śledzić.

Równowadze tonalnej towarzyszy dobra czytelność basu, który nie jest tak ciepły i głęboki jak np. w Cary, dużo bardziej jednak konkretny, szybki i dynamiczny. Znakomicie oddane zostały transjentowe efekty związane z szarpaniem strun kontrabasu. Rozróżnianie poszczególnych instrumentów typowych dla dolnego pasma (grających nawet równocześnie) nie sprawiało kłopotu, ale ich prezentacja była dość sucha i mało wyrafinowana barwowo.

Prezentacja barw jest całkiem poprawna, minimalny niedosyt pozostawia brak większej dozy uczuciowości i liryzmu. Skrzypce, wokale miały zróżnicowane barwy. O ile skrzypcom nie brakowało ostrości, to wokalom przydałoby się więcej ciepła. Generalnie paleta barw średnicy - i nie tylko zresztą - mogłaby być bardziej bogata. Instrumenty wypadłyby wówczas bardzo przekonywująco i naturalnie - za taki dźwięk trzeba jednak zapłacić dużo więcej. Wysokie tony również praktycznie nie mają poważnych słabości, było sporo informacji na temat wybrzmień. Subiektywnie jednak ten przedział częstotliwości miał raczej ociężały charakter.

Głośne i dynamiczne utwory odtworzone zostały z dobrym tempem, nie zabrakło swobody i rozmachu. Dynamiczny rock posiadały charakterystyczny brud w gitarach, miały one dużo "czadu" i "wykopu", silną szybką i dobrze zaznaczoną stopę, słychać było pewną agresję. Świetnie wypadały też duże składy orkiestrowe. Bardzo dobrze oddane zostało narastanie dynamiki w symfonii (K.Kunzel), utwór miał duży rozmach, swobodę, dobre tempo, solidna podstawa basowa stwarzała wrażenie autentycznej potęgi. Pod względem makrodynamiki X-A50 stanowi niewątpliwie niekwestionowaną czołówkę testu.

O ile dynamika w skali makro jest na bardzo wysokim poziomie, to mikroszczegóły, transjenty poszczególnych instrumentów (może z wyjątkiem basu) zostały wyraźnie lepiej odtworzone przez Quada 77. Co prawda skrzypce, gitary, czy blachy miały zaznaczone zmiany dynamiki, ale nie były one tak precyzyjne i naturalne, brakowało im pewnej swobody. Ilość mikro szczegółów związanych z wybrzmiewaniem czy ruchami rąk na klawiszach i strunach również ustępowała droższemu Quadowi.

Scena dźwiękowa jest bardzo czytelna i przejrzysta, śledzenie poszczególnych źródeł nie stanowi żadnego problemu. Stereofonia jest precyzyjna i stabilna. W symfonii (Kunzel) scena jest szeroka i głęboka, bardzo dobrze można śledzić poszczególne sekcje instrumentów, słychać ich stopniowe dołączanie się w miarę przebiegu nagrania. Precyzja lokalizacji w tylnich planach i ich wypełnienie dźwiękiem są dużo lepsze niż w Modelu 3. Dobrze oddane zostały również efekty pogłosowe, w dużej mierze zmieniały się one wraz ze słuchanym nagraniem. Całkiem realistycznie oddana została aura nagrania uwertury do Cyrulika Sewilskiego w wykonaniu Omnibus Wind Ensemble zrealizowanego w kościele, oraz nagrań z płyty R.Pidgeon.

X-A50 to końcówka, która ożywi nawet mało skuteczne kolumny ponieważ dynamika i moc to jej główne zalety. Dodatkowo przydałoby się więcej "kultury" przekazu dźwięku, szczególnie w wyższych partiach pasma. X-A50 jest urządzeniem całkiem poprawnym. Jego cena wydaje się całkiem rozsądna w zestawieniu z jakością. (JD+RS)

Opinia 2
Brzmieniowo X-A50 zaliczyłbym do typowych wzmacniaczy tranzystorowych. Całościowo dźwięk był zrównoważony w paśmie. Bas był całkiem zwarty i kontrolowany. Subiektywnie ten zakres pasma nie jest zbyt pełny. Ogólnie w brzmieniu nie ma zbyt wiele ciepła. Ta obserwacja dotyczy nie tylko całościowej równowagi tonalnej, ale również wyższych zakresów rozpatrywanych w izolacji. Barwy są bliskie poprawności, ale lekko suche i wyostrzone. Zależnie od dnia i urządzeń odsłuchiwanych obok Musical Fidelity, jego wysokie tony odbierałem jako lekko rozjaśnione lub jako wyważone względem reszty pasma. Pojawia się niekiedy trochę metaliczności przy odtwarzaniu instrumentów perkusyjnych, przenikliwości skrzypiec czy dobitnego akcentowania sybilantów. Mimo wszystko brzmienie pozostaje jednak dość czyste. Z punktu widzenia zwolenników lamp XA-50 jest na pewno urządzeniem zbyt mało słodkim.

Słuchałem Musical Fidelity zarówno w towarzystwie lampowców jak też obok redakcyjnego LFD i w obu przypadkach powstało wrażenie braku płynności w gradacji dynamiki. Najprawdopodobniej XA-50 zostanie uznany za urządzenie dynamiczne, ale gwałtowne skoki dynamiki są wyeksponowane nieco sztucznie. Głośniejsze partie narzucają się za bardzo na tle cichszych, powstaje pewien kontrast, który odebrałem jako nienaturalny, jako tendencję do operowania skrajnymi stanami głośno-cicho. Jest to na swój sposób efektowne, ale z drugiej strony trochę natarczywe. Generalnie wzmacniaczowi temu nie brak jednak witalności. Brak obfitości w niższych partiach basu nie zmienia faktu, że dynamika wydaje się być spora. Brzmienie jest całkiem szybkie we wszystkich rejonach pasma. Motoryczność rytmu nie była może jeszcze wybitna, ale już całkiem niezła. Przy braku bezpośrednich konfrontacji trudno jest porównywać urządzenia odsłuchiwane w odstępie wielu miesięcy, ale spodziewam się, że dla poprawy efektów dynamicznych trzeba będzie zatrudnić wzmacniacz klasy Audiolaba 8000S.

Rozjaśnienie brzmienia może w niektórych przypadkach dopomóc w zwiększeniu sugestywności wrażenie akustyki. Pogłosowe wybrzmienia towarzyszące niektórym instrumentom są całkiem wyraziście słyszalne i wydaje się wówczas, że dźwięk ma dobrą przejrzystość. Ogólnie możliwości X-A50 nie są złe. Element ciepła akustyki większych sal jest jednak stłumiony. Przestrzeń pozostaje z reguły sucha, pogłos nie tworzy autentycznej aury, jest naznaczony swoim własnym charakterem.

W pierwszym kontakcie X-A50 sprawia wrażenie urządzenia bardzo analitycznego. Jest to dźwięk bliski tradycji sterylnego wyrazistego brzmienia. I w rzeczywistości trudno narzekać na selektywność dźwięku. Końcówka ta nie ma w zwyczaju gubić się w trudniejszych fragmentach. Ale też i nie ma autentycznie subtelnego niuansu. Przy takich drobiazgach jak wokale w oddalonych chórkach, czy przesuw szczotki po talerzu nie wszystkie smaczki są słyszalne.

Musical Fidelity powinien się spodobać przede wszystkim zwolennikom tradycyjnego tranzystorowego brzmienia - szybkiego, dynamicznego ale zarazem dość suchego i wyostrzonego. Cena XA-50 nie jest wywindowana, tak więc warto spróbować tego wzmacniacza. A jeśli się nie spodoba, to można na przykład zainteresować się jakimś niedrogim lampowcem, wzmacniaczem Sound Project Model 3 albo Rotelem. Trochę szkoda, że nie mieliśmy do dyspozycji lampowego przedwzmacniacza MF. Nałożenie lampowego charakteru brzmienia na charakter X-A50 mogłoby dać interesujące wyniki. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl