Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Musical Fidelity A1000


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 4/95
Wymiary: 483,122,335 mm
Moc: 50/8
Cena (08/1995): 6.450 zł
Zestaw testowy 1: Meridian 500/563, JMlab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2: Meridian 500/563, Monitor Audio Studio 20SE

A1000 nie należy do nowości i od dłuższego czasu jest już dobrze znany w Wielkiej Brytanii. Jak na wzmacniacz zintegrowany jest to model bardzo drogi. W gruncie rzeczy nie jest on tak do końca zintegrowany, ponieważ komplet tworzą dwa pudełka, jedno z samym wzmacniaczem i drugie z zasilaczem. Poza tym wewnątrz głównej obudowy sekcje przedwzmacniacza i wzmacniacza mocy też są odizolowane.

Przewód sieciowy podłączany jest tylko do zasilacza. Z kolei zasilacz jest połączony z układami wzmacniacza przy pomocy dwóch kabli. Gniazda w tych kablach są zróżnicowane i nie ma obawy, że dokona się nieprawidłowego połączenia. Wtyczki przewodów zasilających mają zatrzaski takie same jak spotyka się w profesjonalnych Canonach (XLR).

Firma Musical Fidelity od lat wykazuje upodobanie do klasy A, w wielu modelach stosowano dość duże prądy polaryzujące co pozwalało na pracę w klasie A przynajmniej dla niższych mocy. A1000 też stosuje to rozwiązanie układowe i to w pełnej formie. Na obciążeniu 8 omów wzmacniacz ma oddać całe 50 watów w czystej klasie A, a to powoduje znaczne wydzielanie ciepła. A1000 ma więc radiatory o znacznej powierzchni i nagrzewa się dość silnie. W stanie spoczynku wzmacniacz pobiera z sieci moc 215 W. W każdym kanale pracują po cztery pary tranzystorów wyjściowych. Trzymanie tego wzmacniacza włączonego przez cały czas - a taką praktykę stosuje część bardziej purystycznie nastawionych audiofili - niewątpliwie zauważalnie zwiększy domowe zużycie prądu.

Wykonawstwo zewnętrzne jest bez zarzutu. Wzmacniacz jest elegancki. W bezpośrednim kontakcie sprawia wrażenie czegoś drogiego. Kiedy w trakcie testów odsłuchowych staramy się ustawić poziom wyjściowy z dokładnością do jednej setnej wolta, to dokładna praca pokrętła głośności bardzo się przydaje. Gałka w A1000 sprawia swą precyzją doskonałe wrażenie.

Trzy jednakowe, duże gałki dają tylko elementarne możliwości użytkowe. Centralna służy do regulacji głośności, lewa jest włącznikiem sieciowym, a prawa to selektor źródeł. Można podłączyć gramofon, trzy źródła liniowe i magnetofon. Na tylnej ściance jest jeszcze przycisk do zmiany czułości wejścia grmofonowego (MM/MC), a na tylnej ściance zasilacza jest włącznik sieciowy. Minimalizm jest więc ewidentny. Brak możliwości regulacji balansu, kopiowania z magnetofonu na magnetofon czy regulacji barwy. Działanie urządzenia oznajmiają diody, jedna na zasilaczu i dwie (osobno dla każdego kanału) na samym wzmacniaczu.

Wszystkie gniazda połączeniowe są złocone, zarówno wejściowe cinche jak i uniwersalne wielofunkcyjne gniazda do kolumn.

OPINIA 1
Dobry film grozy zaczyna się od trzęsienia ziemi, później napięcie powinno stale narastać. Jeżeli miałbym przełożyć dźwięk A1000 na język obrazu, to wzmacniacz ten oferuje ładne i rozległe krajobrazy i ugrzecznione sceny miłosne.

Pierwsze wrażenia po zakończeniu testów były związane z oddziaływaniem na mą psychikę ceny i wyglądu Musical Fidelity A1000. Wzmacniacz ten był przesłuchiwany w towarzystwie systemu Arcama i urządzenia CR Developments Romulus. Niestety A1000 nie olśnił, nie nauczył mnie niczego nowego, nie poraził dynamiką, ani szybkością. Jest to wzmacniacz, który za analizowane w moich tekstach składniki brzmienia otrzymywał w trakcie odsłuchu głównie noty "dobry plus".

A1000 charakteryzuje się naturalnym dźwiękiem, pod względem barwy jak i emocjonalnym jest tu coś dodane. Równowaga jest lekko przesunięta w kierunku ocieplenia. Składowe harmoniczne instrumentów nie są wprawdzie tak bogate jak we wzmacniaczu Romulus, ale czuć w dźwięku fascynację lampami. A1000 wyróżnia się bardzo spójnym i homogenicznym dźwiękiem. Nagrania brzmią koherentnie, wszystkie dźwięki są plastyczne i ładnie komponują się z pomieszczeniem. MK podkreśla akustykę nagrań, instrumenty są wyraźnie owinięte przestrzenią, czuć klimat sali. Kontury obrazów pozornych nie są wyostrzone, są łagodne i miękkie. Patrząc przed zestawy wyraźnie są zarysowane poszczególne plany dźwiękowe, są one jednak zbyt rozwarstwiane, jednorodność sceny wgłąb mogłaby być lepsza.

Rozmiary sceny nie odbiegają od standardów ustalonych przez system Arcama czy też nawet najlepsze wzmacniacze zintegrowane z przedziału cenowego w pobliżu 2500 zł. Scena jest dość szeroka, zawieszona nisko. W tej cenie urządzenia oczekuję więcej rozciągnięcia wgłąb, w górę. Plany są wycofane, dźwięk nie jest wyrzucany przed zestawy. Przy słabych zestawach głośnikowych A1000 może dać wręcz mały i wycofany dźwięk. Wokale nie są duże, Sara K znalazła się z tyłu. Słuchając A1000 czułem się jakbym usiadł kilka rzędów dalej od sceny.

Bas tego wzmacniacza nie jest liderem prędkości, ani uderzenia. Brzmi łagodnie i dość naturalnie z nastawieniem na eksponowanie muzykalności instrumentu i techniki gry. Bas jest równo rozciągnięty, bez energetycznych zabarwień pewnych zakresów jak w Pioneerze. Gitara basowa Marcus'a Miler'a zabrzmiała na A1000 zbyt łagodnie, struny drżały zbyt miękko i ciepło. Dźwięk był zawieszony wręcz w gorącym powietrzu. Ten sam fragment na YBA Integre zabrzmiał bardziej przekonywująco, z metalicznym zacięciem i dokładnie ukazanym kontaktem palców ze strunami. Walory rytmiczne są dobre. Solo kontrabasów w jazzie były precyzyjne i swobodne z faworyzowaniem jak wspomniałem techniki, a nie energii i siły uderzenia. Ogólnie A1000 nie jest wzmacniaczem dla fanów ciężkiego basu. Nawet w klasyce (Teldec - Obrazki z wystawy) YBA i Romulus ukazały, że dół może być bardziej namacalny i silny. Bas jest barwą zbliżony do suchego, drewnianego brzmienia, a nie mięsistego lub tłustego.

Góra jest tu delikatna i nieofensywna. Dźwięk jest lekko przyciemniony, jest to związane z ogólnym ociepleniem dźwięku. Zakres góry jest też dość neutralny, wysokie tony były ostre lub słodkie i jedwabne, w zależności od nagrania. Ogólnie góra brzmi relaksująco i nienatarczywie.

A1000 jest urządzeniem, o którym nie można powiedzieć wiele negatywnego. Brzmi on jak klasyczny wzmacniacz brytyjski ze szkoły zbliżonej do Quad czy Alchemist. Jest to schemat brzmienia pasujący do muzyki klasycznej, wokali, jazzu akustycznego. Ciężki rap, rock to nie żywioł Musical Fidelity. A1000 nie stymuluje napięcia przy jazzie z ostrą "jazdą" sekcji rytmicznej. Cóż, ja wolę bardziej niebezpieczny odbiór muzyki niż to czyni MF i nie mogę powiedzieć, że A1000 zadowoli 100% audiofili pragnących wydać 6450 zł na wzmacniacz.

Analityczność i projekcja szczegółów są na średnim poziomie. Przy "Obrazkach z wystawy" szum sali, pogłosy były lepiej namacalne na CR Developments Romulus czy wykorzystanej do dodatkowego porównania YBA Integre. Gdy orkiestra się uciszała, A1000 wygaszał całe nagranie, dwa wspomniane wzmacniacze pozostawiały "dźwięk" sali koncertowej. Lepiej też one analizowały na przykład ułożenie saksofonu, wokali w przestrzeni, śledząc odległości do mikrofonu. A1000 trochę wygładzał dźwięk i tłumił mikrodetale.

A1000 jest urządzeniem nastawionym na wyszukaną muzykalność, a nie pełną neutralność. W dźwięku zwraca uwagę poczucie atmosfery, przekazanie emocji instrumentu, intymności wokalu. Pewna osoba powiedziała mi ostatnio, że dźwięk trąbki na dobrym sprzęcie musi być bolesny dla ucha. A1000 czyni wszystkie dźwięki przyjemnymi. MF nie jest najszybszym wzmacniaczem, nie jest też całkowicie przezroczysty. Przy takiej cenie urządzenia można wymagać od dealer'a porządnej demonstracji i skonfrontować dźwięk z własnym smakiem. MK bardzo wysoko ocenił A1000, ja uważam, że to co oferuje ten wzmacniacz zostało już dokonane za trochę mniejsze pieniądze. (MS)

OPINIA 2
Początki przesłuchań nie przyniosły nadzwyczajnych wrażeń. Na przykładzie doświadczeń z Musical Fidelity A1000 można się było przekonać, że dobry dźwięk często nie daje słuchaczowi porywających wrażeń od pierwszych minut odsłuchu. Trzeba było dłuższego kontaktu z urządzeniem by je właściwie ocenić i docenić, choć przyznam od razu, że w ostateczności pewne wątpliwości jednak pozostały.

A1000 brzmi bardzo czysto. To oczywista zaleta, ale niestety w konfrontacji z konkurentami Musiacal Fidelity może się wręcz wydawać wzmacniaczem o zbyt małej ekspresji, zbyt spokojnym i wygładzonym. Przewrotnie można powiedzieć, że wzmacniacz jest za dobry. Oferuje on nadzwyczaj gładki i czysty dźwięk wolny od podkolorowań czy wyostrzeń. Trudno dopatrzeć się śladów szorstkości, czy jakiegoś efekciarstwa. Dotyczy to w zasadzie całego pasma. Co ciekawe wysokie tony, które są bardzo wyważone, mają jakby krótsze, precyzyjniejsze wybrzmienie. Średnica potrafi okazać swą klasę w niespodziewanych momentach, kiedy pozornie nic się nie dzieje. Nagle okazuje się przy słuchaniu A1000, że swój urok może mieć z pozoru trywialne solo fletu.

Bas budzi szacunek swą siłą. Tym razem naprawdę odczuwałem, że bas sięga niskich rejestrów i ogólnie jest bardzo równy i silny. Jak dotąd, jeszcze żaden inny wzmacniacz, który podłączaliśmy do Studio 20SE nie wydobył z nich tak pełnego i głębokiego basu. Jednak można mieć pewne drobne zastrzeżenia dotyczące niskich tonów. Wydaje mi się, że brzmienie basu było trochę zbyt ciepłe. Ciekawa jest też sprawa różnic w obserwacjach moich i KK. Otóż w większości rockowych utworów rozciągnięcie basu wcale się nie ujawniło, tak więc przy nieodpowiednim doborze materiału muzycznego łatwo przeoczyć możliwości A1000. Żeby docenić niski bas tego wzmacniacza trzeba będzie posłuchać go w towarzystwie odpowiednich kolumn i odpowiednio wybrać nagrania. Myślę, że MS i MK nie docenili możliwości A1000 ze względu na ograniczone możliwości kolumn JM Lab.

Dynamika też jest bez zarzutu. W szczególności dotyczy to właśnie basu. Wzmacniacz dał poczucie swobody i kontroli w szerokim zakresie. Dźwięk nic nie tracił przy zmianie poziomu z piano do forte, pozostawał kontrolowany i swobodny. Mimo to mam jedno zastrzeżenie co do dynamiki, właściwie jedyne poważniejsze w odniesieniu do A1000. Nie jest on wzmacniaczem o zbyt szybkim rytmie. Tempo niektórych nagrań pozostało raczej dostojne niż żywe. Trochę może to zaszkodzić ekspresji niektórych nagrań (Fourth World, Marcus Miller). W tej dziedzinie można znaleźć konkurentów oferujących więcej nawet w niższych klasach cenowych. Oczywiście jest to zwykle okupione utratą rozciągnięcia i potęgi basu. Osiągnięcie niskiego rozciągnięcia, dużej dynamiki i zarazem dobrych właściwości rytmicznych oraz szybkości basu to wciąż jeden z niezwykle rzadko spotykanych efektów. Nawet większość sprzętu high-endowego (chodzi mi głównie o kolumny i wzmacniacze) nie jest w stanie zapewnić równoczesnego połączenia tych wszystkich zalet. Charakter A1000 pokrywał się dość dokładnie z charakterem kolumn Monitor Audio. Jak sądzę lepszą kombinację mógłby stanowić A1000 w zestawieniu z kolumnami ProAc Response 2, które mają szybszy bas.

Obfitość szczegółów w nagraniach jest dobrze przekazywana, ale bez jakiejkolwiek natarczywości. Chcąc wyłowić jakiś niuans należy skupić na nim swoją uwagę. Nie należy oczekiwać, że konturowo zakreślone szczegóły zostaną wypchnięte na pierwszy plan blisko słuchacza. Prezentacja muzyki przez A1000 jest bardziej powściągliwa.

Również pod względem stereofonicznym dominującym wrażeniem jest równowaga, a nie efekciarstwo. Nie ma przesadnej ofensywności, która podoba się tak wielu słuchaczom lubiącym dźwięk wchodzący do pokoju, nie ma też przesadnego oddalenia dla miłośników hiper głębi. Jest zrównoważony układ sceny z klarownym zaznaczeniem poszczególnych planów. Dobre jest wrażenie przestrzeni. Porównując z innymi wzmacniaczami miałem lepsze poczucie otoczenia przez akustykę pomieszczenia. Sądzę, że było to w głównej mierze zasługą pełnego basu.

Widzę pewne podobieństwa między A1000 a recenzowanym wcześniej DPA Renaissance. Tam również zwracała uwagę czystość brzmienia. W odtwarzaniu basu i możliwościach dynamicznych Musical Fidelity niewątpliwie góruje nad tańszym wzmacniaczem DPA. Ogólnie brzmienie jest trochę zbyt spokojne i wyważone, choć niewątpliwie wyrafinowane. Jeśli macie Państwo choćby z grubsza określone priorytety, to bez trudu powinniście ustalić czy A1000 jest wart waszego zainteresowania. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl