Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Lavardin Model IS


recenzja pierwotnie opublikowana w maju 2000
Wymiary: 430,70,306 mm (max: 430,85,346)
Moc: 35/8
Masa: 6 kg
Cena (maj 2000): 9.150 zł
Zestaw testowy wykorzystany przez JD i MD: Arcam Alpha 9, Zoller Design Metropolis Imagination
Zestaw testowy wykorzystany przez PP i GS: Arcam Alpha 9, zestawy samodzielnie skonstruowane z głośników Scan-Speak Revelator i 18W8545
Testowano w grupie wraz z: Accuphase E211, AVI S2000 MI, Lavardin IS, Onkyo A-9911, Radmor Amplifikator

Przyznam, że Lavardin to wzmacniacz, którego odsłuchów oczekiwałem z większym zainteresowaniem niż zwykle. A to dlatego, że firma szczyci się zastosowaniem nowatorskich rozwiązań konstrukcyjnych. Powiecie Państwo, że to nic nowego, bo to samo czyni większość innych producentów w swych prospektach. Z Lavardin jest jednak inaczej. Swoje twierdzenia firma poparła publikacją technicznego artykułu, który był prezentowany na konwencji AES w Kopenhadze w 1996 roku. W czasach gdy nowe prace teoretyczne na temat projektowania wzmacniaczy do zastosowań audio są tak rzadkie jest to fakt godny uwagi. Lavardin szczyci się wyodrębnieniem nowego typu zniekształceń określanych jako "memory distorsion" (zniekształcenia pamięciowe). W półprzewodnikach powstaje "ślad" przepływu elektronów, a w konsekwencji degradacja dźwięku. Właśnie niski poziom takich zniekształceń Lavardin podaje jako wyjaśnienie muzykalności lamp (ponieważ elektrony znaczną część drogi przemierzają w próżni efekt pozostawiania śladu nie występuje). Rozwiązania układowe stosowane przez Lavardin pozwalają jednak zminimalizować tego typu zniekształcenia także w konstrukcjach tranzystorowych. Tak więc według Lavardin można połączyć zalety wzmacniaczy lampowych w postaci gładkiego, muzykalnego brzmienia jednocześnie korzystając z zalet wzmacniaczy tranzystorowych takich jak większa moc czy elastyczność prądowa.

Po zdjęciu obudowy ukazuje się widok dość audiofilski, inaczej mówiąc nieco minimalistyczny i tajemniczy. Wolnego miejsca jest sporo. Oznaczenia elementów elektronicznych są zatarte, a oprócz tego na płytce znajdziemy też dwie czarne puszki o nieznanej zawartości (na myśl od razu przychodzi YBA). W zasilaczu pracuje toroidalny transformator firmy Avisor 160VA, oraz 2 kondensatory Philips 40V/10.000 µF. Zastosowano potencjometr Alps (granatowy, 649t). Model IS ma po jednej parze tranzystorów wyjściowych na kanał. Wszystkie wejścia są podłączone przy pomocy pojedynczych miedzianych drucików bez koszulek. Wyjścia na kolumny są połączone z punktami na płytce przy pomocy miedzianych plecionek. Skromny radiator ma postać kawałka aluminiowej blachy. Pomijając przełącznik źródeł, który znalazł się na niewielkiej osobnej płytce, cały układ elektroniczny znajduje się na jednej dużej płytce drukowanej. Po bliższym zapoznaniu się z układem dochodzimy do wniosku, że nie jest to aż tak minimalistyczne urządzenie jak by się mogło wydawać na początku. O ile dobrze policzyłem, na kanał przypada po 28 tranzystorów (razem z wyjściowymi) i jeden układ scalony, a kto wie co jeszcze znajduje się w tajemniczych puszkach. Wszystkie gniazda połączeniowe są złocone. Zgodnie z nowoczesnymi tendencjami w produkcji płytek ekranująca warstwa miedzi po stronie elementów jest częściowo wytrawiona co prowadzi do powstania drobnego wzorku. Ten sposób trawienia ma uzasadnienie nie tyle audiofilskie co technologiczne.

Przednia ścianka wzmacniacza to już przykład audiofilskiego minimalizmu. Z lewej strony pomieszczono na niej przełącznik źródeł liniowych oznaczony wyłącznie numerami od 1 do 4, a z prawej znajduje się regulator głośności, duża gałka daje swoją drogą dużą wygodę przy precyzyjnym ustawianiu poziomu (a proszę pamiętać, że ustawiając poziom odsłuchu przy pomocy miernika jesteśmy w czasie testów szczególnie wyczuleni na precyzję działania regulacji głośności). Całość ma prosty, surowy wygląd, Lavardin IS to kolejny przedstawiciel licznej grupy czarnych pudełek bez zindywidualizowanego charakteru. Zwłaszcza przy E211 Accuphase Lavardin wygląda nadzwyczaj niepozornie.

Tylna ścianka zawiera od lewej wyjście na magnetofon oraz cztery liniowe wejścia, jedną parę wyjść głośnikowych zaś po prawej stronie gniazdko do kabla sieciowego oraz włącznik zasilania.

Interesującą lekturą okazała się instrukcja obsługi. Oprócz podstawowych informacji dotyczących instalacji i pewnych ograniczeń wynikających z możliwości obciążeniowych (najsłabszy pod tym względem wzmacniacz niniejszego testu), pojawiły sie opisane przez nas wyżej ciekawe uwagi dotyczące technicznej filozofii towarzyszącej tworzeniu wzmacniacza (memory distorsion), jak również kilka uwag dotyczących tzw. akcesoriów audiofilskich. Co ciekawe firma nie zaleca stosowania tzw. "audiofilskich" akcesoriów do swoich wzmacniaczy. Tak więc wszelakie stożki, szpilki, gumowe lub sprężynowe podkładki, marmurowe bądź granitowe podstawy nie powinny być stosowane wraz ze wzmacniaczami Lavardin, jako że już w początkowej fazie projektowania problemy wibracji zostały uwzględnione. Najlepiej wzmacniacz postawić na wielowarstwowej desce.

Również nie zaleca się stosowania filtrów zasilających ani specjalnych kabli zasilajacych. Natomiast dedykowany kabel zasilajacy powinien być podłączony bezpośrednio do pojedynczego gniazdka w ścianie. Na domiar "złego" odradza się stosowanie jakichkolwiek "aktywnych" kabli (pierścieni lub pudełek) łączących wzmacniacz z kolumnami. Wyrazy współczucia dla grupy "audiofilskich mikro-stroicieli". W przypadku tego wzmacniacza najwyraźniej starano się pohamować ich inwencję, no ale ponieważ producent nie ma kontroli nad sposobem użytkowania swoich wyrobów, sytuacja właściwie nie wygląda aż tak źle. Za to pozostali będą mogli żyć ze spokojnym sumieniem, bez obawy, że coś zaniedbali.

Opinia 1
Lavardin Model IS jest urządzeniem bardzo dyskretnym, to chyba typowe dla produktów francuskich - dyskrecja i ukryta elegancja. Oferuje przekaz nieco stonowany, wycofany, ale nie pozbawiony finezji. Słychać tu również wyraźnie dążenie do brzmienia neutralnego, do czystego wzmocnienia sygnału, bez przydawania mu dodatkowej atrakcyjności. Po kilkukrotnym przesłuchaniu tego urządzenia w pamięci utkwiła mi przede wszystkim jego nieprzeciętna czystość i bardzo wysoka kultura przekazu.

Model IS należy do nielicznych wzmacniaczy które potrafią w czysty i zarazem nie złagodzony sposób wzmocnić zakres góry i wyższej średnicy. Ani średnica ani góra nie są przesadnie nasycone, dźwięk jest przede wszystkim czysty, ale oddaje też wiele subtelności. Zmiany wysokości głosu śpiewającego, separacja głosów chórzystów, przychodzą w sposób łatwy i niewymuszony. Po wysłuchaniu nagrania "Funny" M.Millera uświadomiłem sobie że trąbka w tym nagraniu może jednak zabrzmieć czysto i czytelnie, ostatnio tak czysty dźwięk słyszałem w trakcie recenzowania Concentry Jeffa Rowlanda i prywatnie wzmacniacza Baltlab Epoca1 V.3. Ostro nagrana trąbka w przypadku odtwarzania przez neutralne wzmacniacze posiada wszystkie swoje charakterystyczne cechy - ostre zadęcie, metaliczne świdrujące zabarwienie z mnóstwem odcieni, blaskiem i chropowatością. Nie ma natomiast mowy o bolesnym ostrzeniu, czy sztucznym złagodzeniu. Równie pozytywne doznania towarzyszyły przesłuchaniom blach, dźwięk był czysty, precyzyjny, detaliczny, ze sporą ilością odcieni, metaliczności i delikatności równocześnie. Wszystkich wzmacniaczy słuchałem również zasilając je z dodatkowego źródła (DAC DPA DX32) dźwięk blach w tym przypadku w aspekcie barwy i detalu zbliżył się do ideału. Zastrzeżenia wzbudzał natomiast brak prawdziwej swobody dynamicznej i ostrych transjentów.

Przygaszenie dynamiki jest z resztą cechą charakterystyczną wszystkich zakresów. Należy się tu jednak pewne uściślenie, złagodzeniu uległy głównie transjenty, w dużym stopniu zachowane zostało natomiast zróżnicowanie dynamiczne pojedynczych instrumentów. Mimo lekkiego przygaszenia dźwięk zachował jednak sporo żywości i obecności.

W bardzo dyskretny sposób przedstawiona została również scena dźwiękowa. Wzmacniacz wycofuje ją do tyłu za zestawy. Co prawda nie emanowało z niej zbyt wiele namacalnego oddechu, za to była bardzo przejrzysta i najbardziej szeroka wśród całej testowanej grupy. Głębia opiera się na mikrodetalach, stąd podana jest dyskretnie i do uchwycenia swojej pełni wymaga większej koncentracji od słuchacza. W wielu nagraniach udało się zarejestrować bardzo namacalne efekty. Bardzo autentycznie wypadło nagranie (Overture to The Barber of Seville Gioacchino Rossini - From: Omnibus Wind Ensemble, "From Mozart to Zappa") zrealizowane pojedynczym mikrofonem stereofonicznym we wnętrzu kościoła, czuć było fizyczną obecność we wnętrzu budowli, wyjątkowo długo i swobodnie wybrzmiewał ogon pogłosowy. Precyzyjnie i czytelnie wypadły nagrania elektryczne z dużą ilości dźwięków (Al Jarreau, Marcus Miller), ani przez chwile nie wkradał się tam bałagan. Dźwięki cały czas pozostawały pod kontrolą, głębia nie ulegała kompresji, źródła były stabilne i ostro zogniskowane. W tym przypadku należy również podkreślić, że czystość, przejrzystość i precyzja, nie zostały okupione sztucznym złagodzeniem, czy ociepleniem dźwięku. Zwykle w ostrych elektrycznych utworach zwracam głównie uwagę na harmider i wkradające się nieczystości, w tym przypadku ulegałem miłemu kołysaniu przez linię basu, na którego podstawie czysto wybrzmiewały inne dźwięki, nawet mocne uderzenia w talerze perkusyjne miały barwę i wybrzmienie, nie powodowały typowego bólu uszu.

Dół pasma został lekko odchudzony, nie tyle zabrakło mu barwy co obecności. Mimo że był odrobinę zbyt lekki, to nie zyskała na tym szybkość ani dynamika.

Ocena tego zakresu częstotliwości zrodziła pewne wątpliwości. W trakcie przesłuchań nie zanotowaliśmy przeciągania ani braku kontroli, dźwięki impulsowe może nie były super sztywne ale też nie raziły miękkością. Tempo i rytmika utworów opartych na basie nie wzbudzały większych zastrzeżeń. Dół pasma nie posiadał natomiast przysłowiowego kopniaka. Mikołaj skarżył się na brak wypełnienia dołu w nagraniach szerokopasmowych. W dużych i dynamicznych nagraniach dźwięk nie miał też prawdziwej swobody, energetyczna stopa czy kotły były trochę skompresowane, mimo że nie powstawało jeszcze wrażenie wyraźnego ograniczenia to trudno było o prawdziwą potęgę. Zrodziły się zatem obawy czy z konfrontacji z bardziej obszernymi i nisko schodzącymi na basie kolumnami wzmacniacz również zdoła wyjść obronną ręką?

Lavardin nie powinien sprawić zawodu potencjalnemu nabywcy, pod warunkiem że będzie on oczekiwał przede wszystkim precyzyjnego, czystego dźwięku z dużą przejrzystością i ogólną kulturą. Nie znajdzie natomiast uznania wśród słuchaczy oczekujących silnego, energetycznego brzmienia. (JD)

Opinia 2
Z uwagi na cenę głównym konkurentem IS był w tej serii testów Accuphase E-211. Szybko okazało się, że Lavardin prezentuje odmienną filozofię brzmienia. Większy nacisk w przypadku tego urządzenia położono na neutralność, mniejszy na wydolność mocową. Analizując wyniki odsłuchów doszliśmy ostatecznie do wniosku, że nasze kolumny okazały się nieco zbyt 'prądożerne' w stosunku do możliwości Lavardin, co się odbiło szczególnie na jego możliwościach dynamicznych w skali makro, głównie w zakresie niskich tonów.

Instrumentom z dołu pasma brakowało charakterystycznej swobody. Przykładowo fortepian, jakkolwiek interesujący w delikatnych odcieniach dynamicznych, tracił swoją naturalną potęgę w najniższych oktawach, a jego nieco wątły charakter wpływał na odczucie pomniejszenia gabarytów samego instrumentu. Momentami stopie perkusji brakowało właściwej kontroli. Podobnie rzecz się miała z kontrabasem i w głośniejszych, bardziej zmasowanych instrumentalnie utworach odczuwalny był pewien niedosyt rytmiki. Najbardziej w tym przypadku ucierpiało wyczuwalne ograniczenie przejrzystości krawędzi uniemożliwiając swobodne śledzenie instrumentów w ich niższych rejestrach. Pomimo konsekwentnie ponawianych dynamicznych porywów, wydobywająca się ilość energii jedynie w niewielkim stopniu akcentowała, że w tym miejscu powinien pojawić się zdecydowany atak. Również w przypadku dźwięków transjentowych pojawił się pewien niedosyt. Omawianemu zakresowi brakowało witalności i właściwej klarowności występującej w imponującej ilości w sporo tańszym AVI.

Zdecydowanie korzystniejsze wrażenie sprawiły średnie częstotliwości. Zakres ten pozostawał w dobrej proporcji do basu, jednak jego klarowność i detaliczność były znacznie bardziej obiecujące. Charakter barw był nieco wytrawny, trochę ascetyczny, ale to tylko wzmagało poczucie neutralności. Na uznanie zasługiwał żywy, muzykalny dźwięk wokali, wiolonczeli i skrzypiec, pełnych odcieni mikrodynamicznych i precyzyjnej artykulacji. Także wysokie tony mogły się podobać. Talerze były delikatne i wyszukane, być może wskazane byłoby dodanie im trochę większego nasycenia, ciężaru. Pastelowy charakter barw, oraz pewne wygładzenie zakresu prezencji sprawiły, że odczucie realizmu towarzyszące kontaktowi pałeczki z talerzem nie posiadało soczystego realizmu prezentowanego w przypadku AVI.

Scena była przestrzenna i szeroka. Wybudowani głębi przyciągało trochę więcej uwagi aniżeli bezpośredniość źródeł z pierwszego planu, zdaniem Piotra źródła te były nawet lekko wycofane. Zdolność do swobodnego przenikania przez powietrze sceny, nawet w najdalsze jej zakamarki była pierwszorzędna. Źródła posiadały bardzo dobre zogniskowanie i były zatopione w lokalnej akustyce.

Analityczność Lavardin nie polega na zarzucaniu słuchacza dosadnie podanymi szczegółami. IS działał bardziej subtelnie, przez co w pierwszej chwili może powstać wrażenie, że wzmacniacz ma nazbyt oszczędny przekaz. Wbrew pozorom, w zakresie średnich i wysokich tonów IS miał bardzo dobrą i niewymuszoną czytelność. Dużo było zarówno niuansu akustycznego jak i artykulacyjnego.

Firma Lavardin stworzyła zgoła odmienną koncepcję brzmieniową w stosunku do najbliższego cenowo konkurenta. Zauważalne były oznaki sporej klasy i wyrafinowania, ale też i ograniczenia dotyczące obciążalności wzmacniacza. Przy tak wysokiej cenie kwestia ograniczonych możliwości dynamicznych musi być poważnie rozważona. Producent wspominał swego czasu o udanym połączeniu swych produktów z kolumnami JMlab serii Utopia. Faktycznie można się spodziewać, że efektywne, żywo brzmiące kolumny powinny stanowić najlepsze uzupełnienie dla IS i pozwolić na wykorzystanie jego potencjału w dziedzinie reprodukcji barw, detali i przestrzeni. A te zdolności są niepospolite. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl