Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Luxman D-357


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 1/98
Wymiary:
438,101,295 mm
Wyjścia: standardowe, koncentryczne,
Cena (6/1998): 1.541 zł
Zestaw testowy 1: LFD LS0/PA2M, JM Lab Point Source 5.1, zestawy samodzielnie skonstruowane z głośników Scan-Speak Revelator i 18W8545
Zestaw testowy 2: LFD LS0/PA2M, JM Lab Point Source 5.1, zestawy samodzielnie skonstruowane z głośników Scan-Speak Revelator i 18W8545

Chociaż oferta Luxmana jest całkiem bogata i obejmuje bardzo szeroki przedział cenowy, to jednak trudno by tą firmę zaliczyć do grona typowych japońskich producentów popularnej elektroniki. W całej gamie Luxmana większy nacisk jest położony na wyższe kategorie cenowe. D-357 to najtańszy odtwarzacz serii 300, a tańszy od niego jest tylko jeden model z serii 200, który też kosztuje powyżej 1000 zł.

W swoim droższym sprzęcie Luxman wypracował własny, całkiem efektowny styl wzornictwa. Natomiast z trójki prezentowanych w tym numerze odtwarzaczy właśnie Luxman wygląda najbardziej konserwatywnie, przypomina bowiem odtwarzacze japońskie nieco starszej daty. Szuflada jest umieszczona z lewej strony - modniejszy obecnie wariant to położenie centralne - a ścianka wydaje się zapełniona dużą ilością klawiszy. Faktycznie większość funkcji można uruchomić przyciskami na przedniej ściance. Tylko dwie funkcje są osiągalne wyłącznie z pilota - przeskok do kolejnych indeksów i odtwarzanie początkowych fragmentów utworów. Inne możliwości to programowanie, odtwarzanie w losowej kolejności, powtórzenia. Licznik czasu ma cztery tryby pracy. Jako jedyny z testowanych tym razem odtwarzaczy, Luxman ma wyjście słuchawkowe z regulowanym poziomem. Klawiatura numeryczna jest zarówno na pilocie jak i na przedniej ściance.

Krótkie oględziny wnętrza nie przynoszą większych niespodzianek, drobnym zaskoczeniem jest tylko wykorzystanie kabli do połączenia niektórych punktów na głównej płytce. W prospekcie wspomina się o się o zabiegach zmierzających do eliminacji drgań dochodzących do głowicy lasera. Blok składający się z napędu płyty i z lasera przymocowany jest do płytki, która jest zamocowana na miękkim zawieszeniu. Po włożeniu płyty blok ten jest w całości podnoszony do góry. Natomiast docisk płyty z góry nie zmienia swej pozycji. W D-357 zastosowano jednobitowy przetwornik CA. W odtwarzaczu zastosowano też rozwiązanie określone firmową nazwą Star Circuit. Polega to na tym, że poszczególne bloki urządzenia mają własne, osobne połączenie z zasilaczem, nawet jeśli możliwe byłoby zastosowanie wspólnej ścieżki zasilania dla wszystkich razem. Ma to na celu dokładniejsze ustabilizowanie punktów odniesienia dla poszczególnych bloków odtwarzacza.

Wszystkie wyjścia - zarówno analogowe jak i cyfrowe koncentryczne Cinch - są pozłacane. Oczywiście na tylnej ściance są też gniazda do przekazywania sygnałów sterujących (BUS LINE). (GS)

Opinia 1
D-357 to przedstawiciel tej samej szkoły dźwięku jaka jest prezentowana w recenzowanym również w tym numerze wzmacniaczu tej firmy. Cena odtwarzacza jest relatywnie niewysoka, zatem nie ma co oczekiwać jakichś cudów, ale wydaje się że konstruktorzy z Luxmana zrobili wiele aby wierność dźwięku była stosunkowo duża, a przy okazji prezentacja w miarę przyjemna.

Już przy pierwszych dźwiękach zwraca uwagę nieprzeciętne ujęcie przestrzenności i stereofonii. Nawet w tych nagraniach (klasyka z trzeciego samplera Chesky Records), w których obecność tylnich planów jest stosunkowo rzadko symulowana, D-357 radzi sobie bardzo dobrze. Scena od pierwszych akordów jest obszerna i namacalna, nawet w przypadku gry pojedynczych instrumentów solowych na pierwszym planie, wrażenie obecności za nimi głębokiej sceny wypełnionej muzykami jest bardzo realistyczne. Praktycznie wraz ze zmianą nagrania zmienia się akustyka pomieszczenia, ustawienie w niej instrumentów. Obraz stereofoniczny jest zawsze przejrzysty i czytelny, nie ma mowy o jakimś zlewaniu źródeł czy czymś podobnym. Prezentacja klimatu, powietrza jest raczej oszczędna. Mamy obszerną scenę, niesłychanie przejrzystą, raczej jasną - może zimną, nie emanuje z niej wibrujące powietrze ani ciepło, przekaz jest bardziej sterylny, bezuczuciowy, klimat nagrań zmienia się raczej słabo. Mimo wszystko jak na taką cenę prezentacja stereofonii jest wyjątkowa, obecność instrumentów, namacalność i otwartość całej sceny zdecydowanie ponadprzeciętna. Przy takiej prezentacji - dodatkowo bardzo żywej i dynamicznej - wrażenie obcowania z instrumentami w konkretnej przestrzeni akustycznej jest zupełnie satysfakcjonujące.

Luxman ma kilka cech wyjątkowych stanowiących o przewadze nad konkurencją, inne składniki brzmienia decydujące o ostatecznej jakości dźwięku są co najmniej poprawne, może nie szczególnie wyrafinowane, ale wyjątkowo mało zniekształcone. Chodzi mi tu przede wszystkim o barwy. Miłośnicy klarownych i bogatych harmonicznie brzmień z pewnością nie będą zachwyceni (więcej do powiedzenia w tym aspekcie ma Teac). Praktycznie w całym zakresie częstotliwości zabarwienie jest raczej suche - mało nasycone. Instrumentom brak ciepła, intymności, można odnieść wrażenie pewnej sztuczności brzmienia, co może być związane z wąskim podbarwieniem w okolicy wyższej średnicy. Mimo wszystko fortepian Brubecka był i tak zdecydowanie najrówniejszy. Góra pasma jest otwarta i detaliczna, instrumenty mają dużo swobody i rozmachu, brak im jedynie właściwego nasycenia. Bas to również raczej dobra strona, jedyny zarzut jaki można postawić przy takiej cenie to zbyt mała melodyjność i nasycenie. Pomijając to, dół jest bardzo dynamiczny i zwarty, nie ma żadnego przeciągania, ani buczenia. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że barwy - choć ubogie - są jednak bardzo równe i nie zniekształcone. Przekaz nie jest zatem super bogaty, ale wyjątkowo poprawny - niezniekształcony, wydatnie to wpływa na wrażenie naturalności brzmienia.

Mocną stroną Luxmana jest także dynamika i analityczność. Ilość szczegółów zarówno na pierwszym planie jak i z tyłu scena jest pokaźna. Żywość brzmienia dotyczy zarówno kameralnych jak i dużych składów. Nie ma większych problemów z oddaniem dynamiki czy ataku klasycznej symfonii i utworów rockowych. Ogólnie dobry puls i szybkie tempo. Potęga niskich składowych choć nie przytłaczając, to nie stanowi ewidentnego ograniczenia.

Luxman pozostawił po sobie bardzo pozytywne wrażenie, obaj z Radkiem uwzględniając wszystkie za i przeciw oceniliśmy go najwyżej w testowanej grupie, choć szczerze trzeba przyznać że w wypadku braku odpowiedniego pomieszczenia odsłuchowego (gorsze stereo i przestrzeń), recenzowany tu Teac może okazać się atrakcyjniejszy. W skali bezwzględnej D-357 jest bardzo udanym odtwarzaczem, jego potencjalnie wysokiej pozycji na rynku mogło by zagrozić jedynie urządzenie pokroju A2 (wzmacniacz, którego test również znajduje się w tym numerze) w odpowiednio niższej cenie. (JD)

Opinia 2
Pierwsze odsłuchy D-357 nie dały powodów do poważniejszych narzekań na całościową równowagę brzmienia. Przy odtwarzaniu niezbyt rozbudowanych audiofilskich nagrań akustycznych właściwie nie poczyniłem wielu obserwacji odnośnie charakteru urządzenia. Dźwięk wydawał się dość schludny, o łatwo akceptowalnej, nie wyróżniającej się barwie. Cechy własne Luxmana stały się łatwiej zauważalne dopiero przy bardziej "ekstremalnym" materiale muzycznym, z agresywniejszymi skrajami pasma. Obfitość niskiego basu ujawniła się przy odtwarzaniu nagrań Marcusa Millera - właściwie nie narzekałem na poważniejsze braki w kontroli, ale jednak trochę nadmiernej rozwlekłości można niekiedy dostrzec, biorąc pod uwagę cenę nie czyniłbym z tego powodu poważniejszych zarzutów, zwłaszcza, że mało prawdopodobne jest użytkowanie kolumn o nisko schodzącym basie w komplecie z niedrogim odtwarzaczem. Wysokie tony prezentowane są inaczej niż PDS-705, choć też na swój sposób swoiście. Też można mówić o charakterystycznym składniku barwy. Daje się to zauważyć zwłaszcza przy silnych impulsach perkusyjnych, wyeksponowanych sybilantach czy innych jasno nagranych fragmentach. Barwa nie ma za dużo bardzo wysokich składowych, akcent jest położony jakby bliżej przełomu średnicy i wysokich tonów. Barwowo nie daje to perlistości czy klarownej metaliczności, ale lekko szumiący/syczący charakter. W sumie owocuje to uwypukleniem niektórych dźwięków na tle całości. Średnica ogólnie przyciąga najmniej uwagi, jest całkiem komfortowa w odbiorze, trochę ocieplona i delikatna.

Powiedziałbym, że D-357 brzmi nieraz nieco majestatycznie. Zwłaszcza w nagraniach z wyraźnie wyeksponowanym basem powstaje wrażenie obfitości całego dźwięku. Ogólnie nie jest to jednak odtwarzacz, który byłby subiektywnie szczególnie dynamiczny. Wbrew oczekiwaniom wspomniane wyostrzenie w górnych rejestrach nie przynosi wcale takiego ożywienia jak by się można spodziewać. Zabrakło natomiast takich elementów jak akcent rytmu i szybkość impulsów. Niedostatki w tej materii nie są aż tak bardzo duże - w każdym bądź razie dźwięk ogólnie nie razi swą powolnością, nie powiedziałbym, że jest anemiczny. Jednak nie wyróżnia się na tle konkurentów, którzy oferują niekiedy bardziej ekscytującą prezentację.

Jak mi się wydaje w obrazie stereofonicznym kreowanym przez D-357 jest jedna cecha charakterystyczna. Odtwarzacz ten ma lekko przybliżoną prezentację sceny. Może mniej odczuwalne było to w nagraniach symfonicznych o dużej obszerności i głębi pomieszczenia, ale w tych nagraniach gdzie instrumentarium jest mniejsze, a pierwszy plan dominuje w przekazie, to wrażenie bliskości było większe niż zazwyczaj. Taka prezentacja może się podobać - czy można mieć coś przeciwko obecności Cassandry Wilson we własnym pokoju? Natomiast mniej przekonująco wypadały efekty przestrzenne w tylnych planach, gdzie pogłos serwowany był skromnie.

Luxman przyniósł mi w pewne niespodzianki. W miarę posuwania się odsłuchów wyrobiłem sobie opinię, że jego zdolności analityczne są umiarkowane i właściwie nadal tej opinii nie zmieniłem, ale są pewne wyjątki od reguły. Chyba istotne znaczenie ma tu wspomniane wcześniej uwypuklenie barwowe w górnych rejestrach. Daje to nieraz wyraźne wyeksponowanie niektórych dźwięków, wydają się one bardzo selektywnie wydzielone i wręcz może się wydawać, że jest to urządzenie o dobrej analityczności. Jednak w zupełnie najwyższych rejonach pasma drobne detale są już lekko zasnute. W szczególności zabrakło mi jednak całościowej klarowności i czytelności dźwięku, śledzenie poszczególnych elementów muzycznej faktury było możliwe, ale przychodziło jakby z wysiłkiem, a nie ze swobodą. Częściową winą obarczyłbym lekki brak spójności górnych rejestrów z resztą pasma.

D-357 ma zdolność zróżnicowanej prezentacji dźwięku w zależności od rodzaju materiału muzycznego. Chwilami brzmi ciekawie, najczęściej zachowuje się po prostu poprawnie. Czasami ujawniają się też problemy. W pierwszej kolejności radziłbym słuchać tego odtwarzacza z własnymi nagraniami. Kłopotów nie powinna sprawiać średnica, ocena skrajów pasma, dynamiki i stereofonii to już większym stopniu sprawa indywidualnych gustów, od towarzyszącego sprzętu - tu nie chciałbym dawać zbyt kategorycznych ocen, choć żadnych poważnych problemów się nie spodziewam. Natomiast analityczność po prostu nie wydaje się być najmocniejszą stroną Luxmana i chwilowe akcentowanie niektórych dźwięków nie wystarcza mi do zmiany opinii w tej materii. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl