Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

CAL Tercet Mk.IV


recenzja pierwotnie opublikowana w Magazynie Hi-Fi 5/95
Wymiary: 17,5-4-12,5 cala
Wyjścia: standardowe, koncentryczne
Cena (10/1995): 2.590 USD
Zestaw testowy 1: YBA Integre, JMlab Point Source 5.1
Zestaw testowy 2: YBA Integre, Monitor Audio Studio 20SE

Pamiętam, że swego czasu wygląd i zewnętrzne wykonawstwo odtwarzaczy CAL było powodem do różnych zgryźliwych docinków. Najbardziej barwne było chyba porównanie słynnego modelu Tempest do Trabanta. Trzeba zresztą przyznać, że z wyglądu Tempest mógł uchodzić za konstrukcję amatorską. Ale muszę od razu dodać, że prześmiewca, który tak sobie żartował z kalifornijskiego odtwarzacza, był zarazem zauroczony jego brzmieniem. Tercet pokazuje, że CAL nadal nie przejmuje się zbytnio pięknem powłoki. Moja audiofilska część świadomości nie tylko akceptuje tego typu kompromisy, ale nawet się z tego cieszy, mając nadzieję, że oszczędności poczynione na zewnątrz przyczynią się do wzbogacenia wnętrza. Większości osób pewnie stwierdzi, że Tercet jest brzydki, być może mniej wymagający klienci powiedzą, że jest przeciętny. Pomijając wygląd, Tercet jest jednak solidnie wykonany i ma swoją wagę.

Ergonomia też pozostawia co nieco do życzenia. Porozrzucane po całej ściance klawisze zostały pogrupowane dość przypadkowo i w pierwszym momencie nieraz trzeba przed uruchomieniem jakiejś funkcji trochę się poprzyglądać gdzie też jest ten przycisk, który jest akurat potrzebny. Jednak są też pozytywy. Klawisze reagują pewnie na lekkie dotknięcie, a odtwarzacz ma całkiem sporą gamę funkcji użytkowych i bogatą informację na wyświetlaczu. Sam fluorescencyjny wyświetlacz został chyba zapożyczony z jakiegoś popularnego odtwarzacza japońskiego, bo wyglądał nam znajomo. Jest na nim rząd liczb pokazujący ilość utworów do 20, jak również mrugający wskaźnik pokazujący, który utwór jest akurat odtwarzany. Licznik czasu ma cztery tryby pracy. Jest też możliwość programowania, przeglądania programu i jego korekty. Są też specjalne opcje programowania przewidziane do nagrań na kasety, łącznie z zestawianiem programu o określonej długości z różnych płyt. Można też odtwarzać utwory w losowej kolejności. Z doświadczenia wiem, że ta pozornie bezsensowna funkcja jest jednak całkiem często wykorzystywana. W sumie można powiedzieć, że ktoś kto rozwijając swoje hobby przejdzie z jakiegoś średnioklasowego odtwarzacza Sony, Pioneer czy Technics, kupując Terceta będzie mógł pozostać przy swoich dotychczasowych przyzwyczajeniach.

Większość funkcji jest dostępna zarówno na przedniej ściance jak i na pilocie, ale ani pilot, ani klawisze na ściance nie zapewniają dostępu do wszystkich możliwości. Na przykład zwykłe programowanie jest niemożliwe bez pilota, a programowanie nagrań na taśmę tylko na przedniej ściance. Na pilocie jest też klawiaturka do numerycznego wprowadzania numerów utworów.

Oryginalne są możliwości połączeniowe Terceta. Otóż ma on zarówno cyfrowe wyjście (to jest akurat typowe) jak też i wejście (to jest rzadkość). Oba to gniazda koncentryczne. Sekcje transportu i konwertera można więc używać osobno, a do normalnej pracy potrzebny jest kabel łączący gniazda na tylnej ściance. Korzystając z cyfrowego przełącznika źródeł można do sekcji przetwornika podłączyć inne źródła jak np. DAT czy DCC. Oczywiście można też skorzystać z samego tylko transportu.

Jeśli zaś chodzi o wnętrze, to Tercet ma przetworniki 20-bitowe, każdy z przetworników jest ręcznie regulowany. Do połączeń wewnętrznych nie stosuje się dodatkowego okablowania, wszystkie połączenia układów są zrealizowane na płytce. Firma jest też przeciwna ścieżkom z kątami ostrymi i ścieżki są zaokrąglone. Analogowe stopnie wyjściowe są wykonane całkowicie na elementach dyskretnych, bezpośrednio sprzężone z wyjściem. Zastosowano dwa osobne transformatory i 25 stabilizowanych zasilaczy. Choć z powodu wspomnianego wcześniej historycznego Tempesta CAL utkwił w mej pamięci jako producent CD z lampami, to Tercet jest w tej materii konwencjonalny i wykorzystuje wyłącznie elementy półprzewodnikowe.

OPINIA 1
Spora grupa audiofili sądzi, że tylko urządzenia audio z napisem "made in USA" pretendują do grona high-end. Otóż spotkałem się z poglądem, że firma Meridian to w zasadzie ta sama dziedzina, którą zajmuje B&O - Meridiana nie kupują "prawdziwi high-endowcy". Z drugiej strony padają, głosy, że sprzęt amerykański jest w Europie zbyt drogi i tak naprawdę nie stanowi ciekawej oferty dźwiękowej - głos taki padł z ust Mike'a Martindella z firmy Arcam. Miał on na myśli przerost formy nad treścią (drogie elementy zaaplikowane do przeciętnego schematu). Nikt nie śmie jednak zaprzeczyć, najlepsze urządzenia audio z grupy "pieniądze nie mają znaczenia" powstają w USA. Czy może być coś bardziej prestiżowego niż posiadanie przedwzmacniacza Cello, Spectral lub końcówki mocy Krell Audio Standard, tudzież Conrad-Johnson.

Firma California Audio Labs wydaje się być nowa na europejskiej scenie audio. Nie jest tak w rzeczywistości. Kilka lat temu rozgłos przyniósł firmie odtwarzacz Tempest - cechujący się bardzo ciepłym brzmieniem i będący tak samo brzydki jak testowany tu Tercet.

Dobór urządzeń CD do tego testu był bardzo korzystny dla odtwarzacza CAL, nie miał on godnego przeciwnika. To co zwróciło mą uwagę w brzmieniu CAL, to bardzo solidne i stabilne przedstawienie średnicy. Wokale były kapitalnie ogniskowane na środku sceny, ich obecność została wyraźnie podkreślona. Zwiewność, ulotność obrazów stereofonicznych nie dotyczy odtwarzacza Tercet. Wokal żeński (Verdi) odebrałem jako bardzo autentyczny, nasycony emocjonalnie, Pavarotti przemienił się tu w "Super Pavarottiego". Bardzo cenię zjawisko, gdy urządzenie audio precyzyjnie potrafi oddać ruch dźwięków na planie, zmiany odległości od mikrofonu w nagraniu akustycznym. Dynamika i wędrówka wokali była pierwszej próby. Sara K zaśpiewała bardzo naturalnie - z zachowaniem mikroinformacji o artykulacji głosek i rzetelnym osadzeniem w przestrzeni. Odtwarzacze CD równomierny nacisk kładą na obrazy stereofoniczne na całej szerokości planu dźwiękowego. Tercet tak jak gramofon analogowy podkreślał obrazy położone centralnie między zestawami głośnikowymi.

Te same spostrzeżenia przypisałbym instrumentom, których widmo obejmuje zakres od kilkuset do kilku tysięcy herców. Skrzypce (Schubert) były soczyste, a jednocześnie łagodne i pozbawione twardości, czy też chropowatości. Płyta Denona z kwintetem na skrzypce, wiolonczele i wiole łatwo ukazywała, które odtwarzacze brzmią twardo w wyższym zakresie środka. Tercet zabrzmiał bardzo neutralnie, bez przesunięć barw w żadną stronę. Nie można o nim powiedzieć, że brzmi słodko, miękko, twardo, jasno, ciepło. Struktura harmoniczna instrumentów akustycznych była bardzo dobrze wyważona. Tercet brzmi na średnicy bardzo solidnie, z dużym rozmachem i swobodą w dynamice. Nie zapomniano tu jednak o subtelnościach i precyzji. MK zawarł wszystko w jednym słowie: szlachetność.

Czy ten sposób prezentacji przypadnie wszystkim? Wydaje mi się, że uwzględniając szerokie spektrum własnych upodobań audiofili, można by rzec, iż Tercet brzmi odrobinę chłodno na środku. Nie wymieniam tego jako wady, ale zdaję sobie sprawę, że ciepełko kusi wielu miłośników słuchania muzyki w domu.

Od opisu średnicy przechodzę do sceny dźwiękowej. Przestrzenność odtwarzacza CAL jest bez zarzutu. Plan jest szeroki, z namacalną głębią. Tercet gra dużym dźwiękiem. Źródła pozorne są wyraźnie ogniskowanie (nawet zbyt wyraziście!?), instrumenty solowe, czy też grupy były precyzyjnie lokalizowane. Dużo się działo za zestawami głośnikowymi, CAL dobrze radził sobie z wielowarstwowością sceny. Aczkolwiek dostrzegalne było lekkie uprzywilejowanie planu bliskiego (tuż w pobliżu zestawów głośnikowych). Był on bardziej obecny, wyczuwalny niż dźwięki za zestawami. Inaczej mówiąc - trochę wypchnięty. O rzetelności i nadgorliwości w kreowaniu pierwszego planu można się było przekonać słuchając nagrań Sary K z płyty "Play on Words".

Klasę CAL dało się odczuć po sposobie prezentacji góry. Dźwięki talerzy były bardzo przestrzenne, zmieniały się z nagrania na nagranie. Słyszalne było przestrzenne ułożenie blach, słabe urządzenia CD pozostawiają wszystko głośnikowi wysokotonowemu (niestety nie korzystamy z zestawów elektrostatycznych i magnetostatycznych) i z dwóch punktów w przestrzeni słychać jednostajne dźwięki. Ogólnie, CAL tworzy obfitą i gęstą, utkaną dźwiękami scenę. Wielkość pomieszczeń koncertowych została świetnie oddana. To co wzbudza mój niedosyt to trochę sucha akustyka. Zabrakło spoiwa, które by dało idealne poczucie holografii i jednolitości pomieszczenia. W notatkach poczyniłem kilka zapisów, iż nie zachwyci Tercet audiofili korzystających z LP i lamp. Ale to już jest wkraczanie na inną działkę. Za taki stan rzeczy w pewnym stopniu odpowiada wysupływanie drobnych detali nagranych z niskim poziomem. Tu też Tercet był tylko zadawalający, a nie doskonały. To co napisałem nie stawia CAL w złym świetle, "atmosfera z winyli" jest tworzona przez konwertery C/A kosztujące więcej niż zintegrowany odtwarzacz Tercet. Jedynie w urządzeniu DPA Enlightenment zbliżono się do "atmosferycznej" reprodukcji dźwięku.

Wysokie tony odtwarzacza Tercet są bardzo neutralne. Tak jak w przypadku średnicy nie ma tu zabiegów z ukłonem w kierunku określonych preferencji. Poszukiwacze słodkości, miękkości mają prawo tu wybrzydzać. Brzmienie góry jest bardzo solidne, z różnicowaniem barw, precyzyjnymi wybrzmieniami. Góra nadawała błyszczącego charakteru takim instrumentom jak trąbka - w opinii MK. Zakres brzmienia góry był bardzo szeroki, od subtelnego akompaniamentu w nagraniach Sary K, do ostrych i metalicznych brzmień w nagraniu Trio Johna McLaughlina. Na takie doznania są skazani pracownicy w studiach nagraniowych i uczęszczający na koncerty live. Wysokie tony w wykonaniu Terceta są pozbawione jakiejkolwiek dokuczliwości, jednak nie były one wolne od odrobiny chłodu.

Bas jest zwarty i pod pełną kontrolą. Nie ma tu pewnej puszystości, czy też zmiękczenia. Pasuje on charakterem do całości brzmienia. Brzmienie jego jest czyste i wyraziste. Jeżeli Tercet wydobył brzmienie kontrabasu Charlie Haydena jest to oznaka klasy tego odtwarzacza. Nie będę owijał w bawełnę, w tym teście tylko CAL poradził sobie z tym instrumentem. W grze Charlie Haydena nie chodzi o szybkość, wartkość - ważna jest barwa zabytkowego instrumentu. Brzmienie jest tu dość twarde, drewniane, nawet suche. I tak właśnie zabrzmiał Tercet. Dynamika basu nie ustępuje wyższym zakresom. W brzmieniu nie było przebarwień, bas był równomiernie rozciągnięty. Świetne są walory motoryczne linii basu - w nagraniach z płyty "Flash Back on M-base" dominowała płynność, swoboda. Bardzo ważne jest, że linia rytmu nigdy nie ginęła w gąszczu innych dźwięków co często się przydarza tanim odtwarzaczom. "Timing" odtwarzacza Tercet jest bardzo dobry. W trio Keith'a Jarretta rytm był czysto kreślony przez dźwięki perkusji i kontrabas. Często mówiąc o rytmie mamy na myśli tylko niskie częstotliwości, tym razem dodałbym do tego bardzo czysty wzór tworzony przez blachy. Bas w wykonaniu CAL jest skierowany na jego czytelność, na przekazanie artykulacji. Nie ma tu zbyt dużo mięsa, pomrukiwania. Należy się Państwu wyjaśnienie, zestawy wykorzystane w teście - PS 5.1 nie generują drgań poniżej trzydziestu kilku herców. Wystarcza to do odtworzenia całego widma kontrabasu, ale jest kilka instrumentów schodzących niżej. MK dodaje, że w porównaniu z Meridianem 500/563 bas Terceta jest szczuplejszy.

Odtwarzacz CAL Tercet odebrałem jako urządzenie brzmiące neutralnie o szerokim wachlarzu zalet. Najważniejsze atuty to solidny środek, dobra dynamika całego zakresu, homogeniczność, równowaga barwy. Słuchając Terceta można mu jedynie wytknąć niedosyt w ilości ciepła i holografii akustyki. Ale to już są cechy dźwięku podlegające subiektywnym upodobaniom. W Polsce nie produkuje się urządzeń high-end. Jesteśmy skazani na import z dwóch źródeł: USA i Starego Kontynentu. Czy ten stan rzeczy "podzieli" także Polskę audiofili? (MS)

OPINIA 2
Tercet był wyraźnie droższy od pozostałych odtwarzaczy w niniejszym teście i to dało się odczuć bardzo szybko. Dlatego wykorzystałem też do dodatkowych porównań nasze robocze źródło, czyli Meridiana 500/563.

Uwagę przyciąga średnica i wysokie tony. Brzmienie Terceta w tych zakresach jest bardzo żywe i ofensywne. Silne jest wrażenie, że odtwarzacz ten gra głośniej od innych, co jest szczególnie zaskakujące dla słuchaczy uczestniczących w ślepych testach i mających świadomość, że poziom jest zawsze ustawiany na tą samą wartość. Nawet kiedy ze względu na skokowy charakter działania pokrętła głośności musiałem ustawić poziom minimalnie niżej niż założony (około 0,25 dB różnicy), tak czy tak CAL dawał brzmienie bardziej ofensywne niż konkurenci. Choć Tercet nie wykorzystuje lamp, jednak odnajduję przywiązanie jego konstruktorów do lampowego brzmienia.

Wystąpiło lekkie rozjaśnienie. Pełne i mocne było brzmienie zwłaszcza w zakresie wyższej średnicy i w dolnym zakresie wysokich tonów. Trąbki, skrzypce czy też trójkąt brzmiały bardzo żywo, barwą zdecydowaną, jasną, ale zarazem klarowną i czystą. Ogólnie robiło to dość imponujące wrażenie, u mnie brzmienie wyższych rejestrów wzbudziło skojarzenia ze słuchanym niedawno wzmacniaczem CR Developments Romulus. Szczególnie dobre było odtwarzanie mniejszych składów klasycznych i jazzowych. Symfonika i rock też brzmiały równie ciekawie, ale doszedłem już do wniosku, że dźwiek był zbyt dobarwiony. Przy przesłuchiwaniu płyt rockowych (Dire Straits, Elastica) ofensywność była już trochę nadmierna, mimo że nadal zachowana była czystość brzmienia i klarowność. Nie trzeba się obawiać, że Tercet wprowadzi do brzmienia szorstkość czy piaszczystość.

Z kolei bas był dość oszczędny. Oceniając Terceta przez pryzmat mojego prywatnego gustu, byłem bardzo zadowolony. Bas był wyrazisty, klarowny, wolny od przerysowań, z dobrym dynamicznym uderzeniem. KK też zwrócił uwagę na dobrą kontrolę tego zakresu. Jednak nie miał on potęgi i siły porównywalnej z kombinacją Meridian 500/563 ustępując w tym względzie. W bezpośrednim porównaniu obu odtwarzaczy ta różnica jest całkiem wyraźna. Dobre uderzenie i zwinność są według mnie niezłą rekompensatą za brak absolutnej potęgi.

Dynamikę zapewne wszyscy ocenią pozytywnie. Obaj byliśmy zgodni w naszej ocenie, a notatkach KK pojawiły się taki określenia jak swoboda czy rozmach. Jest tu jednak mały haczyk. Tercet cały czas gra bardzo żywo i w dobrym tempie. To jest imponujące i w wielu nagraniach wręcz niezbędne. Czasami przydałoby się jednak trochę zwolnić, co pozwoliłoby lepiej wydobyć kontrast między piano a forte, lepiej zróżnicować tempo części wolnych i szybkich.

Tercet radzi sobie bardzo dobrze z separacją poszczególnych dźwięków. Wszystko jest ładnie uporządkowane. Szczególnym atutem była dla mnie dobra artykulacja dźwięków basowych. Bas Marcusa Millera był namacalny a efektowna praca tego instrumentalisty dokładnie odtworzona. Podobało mi się uchwycenie pracy palców na strunie i zachowanie metalicznych składowych brzmienia gitary.

Kreowanie przestrzenności i sposób konstrukcji obrazu stereofonicznego to obszar, w którym CAL pokazał swój indywidualny charakter. Trzeba przyznać że stabilność lokalizacji, separacja przestrzenna i żywość pogłosu są na wysokim poziomie i już te atrybuty wciągają słuchacza. Czuje się otoczkę akustyki wokół instrumentów. Podobnie jak sama barwa także stereofonia jest raczej ofensywna. Kosztem pewnego skrócenia głębi osiągnięto bliższy, bardziej namacalny układ sceny. Do tego pogłos, choć żywy, też nie tworzył wrażenia obszerności właściwej dużym salom koncertowym. Osobiście wiązałbym to z ograniczeniami basu, według moich doświadczeń ubocznym skutkiem braku rozciągnięcia w najniższych rejestrach zwykle jest zmiana sposobu odtwarzania akustyki większych sal koncertowych.

W sumie zaimponowała mi przede wszystkim barwa wyższych rejestrów oraz odtwarzanie basowych transjentów. W obu tych dziedzinach Tercet wyróżniał się na tle uznanych konkurentów. Te cechy Terceta chętnie przeniósłbym do redakcyjnego Meridiana, który w pewnych fragmentach brzmiał bardziej sucho i mniej dźwięcznie w górnych rejestrach. Ogólne wrażenie żywości i kreowanie rytmu też są bardzo dobre, ale testowane wcześniej DPA i Meridian nie ustępują w tym względzie. Tercet to odtwarzacz udany i obaj słuchaliśmy go z dużą przyjemnością, ale ma on swój charakter, który należy dopasować do gustu określonego słuchacza. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl