Uwaga!

Trwają prace techniczne na witrynie hifi.pl. Dopóki widoczny będzie niniejszy komunikat prosimy:
- nie zamieszczać ogłoszeń na giełdzie
- nie wykonywać żadnych innych czynności związanych z ogłoszeniami

Przewidujemy, że czas trwania prac nie przekroczy 20 minut. W tym czasie można normalnie korzystać z treści zamieszczonych na hifi.pl.

Kiedy niniejszy komunikat zniknie możliwe będzie korzystanie z wszystkich funkcji witryny.

Przepraszamy za wszelkie niedogodności wynikające z prowadzony prac.

Start Pomoc Kontakt Reklama O nas Zaloguj Rejestracja

Witryna hifi.pl wykorzystuje ciasteczka (cookies). Proszę kliknąć aby uzyskać więcej informacji.

Cukierek i gorzka pigułka w jednym - czyli o recenzjach hifi.pl

5 sierpnia 2008

Kilka miesięcy temu nadszedł do naszej redakcji list od czytelnika. Jego treść zacytuję w całości, w oryginalnym brzmieniu, jedynie bez powitania i podpisu. Oto cytat:

Zastanawiam się, na jakiej podstawie dobieracie przedmioty do "badań"? Innymi słowy, czy zdarzył się choć jeden model wzmacniacza na liście testowanych, który byłby "totalną pomyłką"?

Tekst jak widać lakoniczny. Nie mogę stwierdzić z całkowitą pewnością jaki był zamysł autora. Przypuszczam jednak, że podzielą Państwo moje odczucia. Odniosłem zaś wrażenie, że list miał być ironiczny, a jego autor uznał, że nasze recenzje są zbyt wazeliniarskie.

Weźmy teraz drugie wydarzenie z ostatnich miesięcy. Rozmawiałem z właścicielem jednej spośród krajowych firm zajmujących się dystrybucją sprzętu audio - a więc potencjalnym dostawcą sprzętu do recenzji. W rozmowie padł zarzut, że nasze recenzje prezentują zbyt czarny obraz rzeczywistości. Że właściwie nie trafiają się oznaki entuzjazmu, że mało jest cieplejszych pochwał dla testowanego sprzętu, że piszemy w takim tonie, jakbyśmy koncentrowali się na wyszukiwaniu niedoskonałości.

A więc według czytelnika jest zbyt cukierkowo, a według dystrybutora wręcz przeciwnie. Mówi się, że kiedy obie strony są niezadowolne to znaczy, że udało się osiągnąć uczciwy kompromis. Powiedzenie nawet zgrabne, a i prawdy w nim sporo, ale nie będziemy się nim zadowalać. Prześledźmy sprawę dokładniej, starając się przede wszystkim o zachowanie logicznego toku myślenia.

Zacząć musimy od definicji celu, jaki mają spełniać recenzje. Osobiście widzę sprawę bardzo prosto: chodzi o to żeby opisać w recenzjach jak najwierniej istniejący stan rzeczy. Można jednak inaczej zdefiniować cel. Handlowcy mogą traktować recenzje wyłącznie jako element reklamy. Dziennikarze mogą traktować recenzje jako materiał przyciągający reklamodawców. Nie brakuje osób tak właśnie podchodzących do tematu. Niektórzy nawet publicznie lansują pogląd, że prasa powinna pisać o sprzęcie audio tylko w pozytywnym tonie. Dla tych osób celem jest optymalizacja recenzji pod kątem spodziewanego zysku. Na pozór najbardziej zainteresowani rzetelnością recenzji powinni być czytelnicy. No ale praktyka pokazuje, że wcale nie muszą. Wiele osób zapewne przyzwyczaiło się do telewizyjnego dziennikarstwa. A w tej sferze standardy wyznaczają przede wszystkim łowcy taniej sensacji oraz politycznie dyspozycyjni specjaliści od propagandy (jedni i drudzy oczywiście kreują się na niezależnych profesjonalistów). Mieszanie z błotem politycznych przeciwników, wytwarzanie pozytywnej aury wobec sojuszników, podgrzewanie atmosfery wokół wątpliwej wagi "sensacji", no i częste rozmijanie się z prawdą to niestety codzienność lejąca się z ekranów TV. Ktoś może więc z przyzwyczajenia podobnych zachowań oczekiwać od recenzenta sprzętu audio. Czytelnik przy lekturze recenzji może poszukiwać rozrywki czy zaspakajania innych potrzeb psychologicznych. Może przykładowo szukać potwierdzenia, że dobrze wydał swe pieniądze kupując ten czy inny model sprzętu.

Zróżnicowanie celów jest sprawą o zasadniczym znaczeniu zarówno dla treści samych recenzji jak i dla ich oceny. Niestety zróżnicowanie to bardzo często torpeduje możliwość prowadzenia rzeczowych dyskusji. Kiedy ktoś stawia cel inny aniżeli poszukiwanie prawdy, to prawie zawsze stara się ten cel ukryć. A kiedy motywy działania są skrywane, logiczna dyskusja staje się niemożliwa.

Skupmy się więc na założeniu, że celem stawianym przed recenzjami jednak jest odkrywanie prawdy. Ale nawet przy takim założeniu wcale nie jest łatwo uzyskać jednoznaczną ocenę wartości prasowych recenzji sprzętu audio. W grę wchodzą bowiem takie czynniki jak omylność badaczy (zarówno recenzentów jak i czytelników recenzji), niedokładność formułowania myśli czy zróżnicowanie kryteriów oceny badanych zjawisk. Niezależnie od tych trudności, przy przyjęciu założenia, że recenzje mają jak najwierniej opisywać rzeczywistość nieuchronnie musimy podjąć próbę odpowiedzi na pytanie jaka właściwie ta rzeczywistość jest.

Spróbujmy więc dać choćby zgrubną odpowiedź na to pytanie w odniesieniu do wzmacniaczy. Co należało by odpowiedzieć wspomnianemu na początku czytelnikowi pytającemu o wzmacniacze będące totalną pomyłką? Od razu napotykamy tu trudność w postaci nieprecyzyjnego znaczenia słów. A więc czym miała by być owa totalna pomyłka w przypadku wzmacniacza? Odpowiedź na to pytanie jest w sumie sprawą osobistą i płynną. Myślę, że można by użyć takiego terminu w odniesieniu do urządzenia, które jest sprzedawane w cenie poważnego hi-fi, a w rzeczywistości oferuje jakość nie zasługującą na poważne traktowanie. Było by to urządzenie wprowadzające wyraźnie słyszalne zniekształcenia. Jak daleko sięgam pamięcią, w historii swej kilkunastoletniej pracy ze sprzętem hi-fi tylko raz, w pierwszym numerze Magazynu Hi-Fi w 1991 roku testowałem autentycznie zły wzmacniacz. Być może ktoś uzna, że pisząc coś takiego jestem niezmiernie pobłażliwy. No ale weźmy pod uwagę podstawowe okoliczności techniczne. Przyzwoity wzmacniacz hi-fi można zrobić w oparciu o układ scalony w cenie 25 złotych sztuka (koszt na jeden kanał, cena w detalu) i podręcznikowy schemat aplikacyjny, albo w oparciu o publicznie znane, 20-letnie i starsze schematy wykorzystujące garść niedrogich tranzystorów, diód, rezystorów i kondensatorów. Szansa na to aby profesjonalny elektronik zrobił w obecnych czasach rzeczywiście zły wzmacniacz jest bardzo mała. A jak to wygląda na drugim krańcu skali? Co ze wzmacniaczami wybitnymi? Wiele razy zetknąłem się z przypadkami osób zachwyconych jakimś urządzeniem. Niestety z reguły opinie takie nie są wcale podzielane przez innych słuchaczy. Sam też z reguły nie byłem jakoś szczególnie zafascynowany po odsłuchach okrzyczanych urządzeń, które trafiały do mnie ze szczególnymi rekomendacjami. Myślę, że ponownie mamy tu problemy natury językowej (co dla kogo oznacza sformułowanie, że ten czy inny wzmacniacz jest super), a także zróżnicowanie kryteriów oceny i gustów.

Konkluzja z tego jest taka, że jeśli nasze recenzje są średnio rzecz biorąc dość stonowane i z reguły nie operują ani ostrą krytyką ani gorącym entuzjazmem to dlatego, że według naszej wiedzy tak właśnie wygląda sytuacja na rynku. Jeśli w każdej niemal recenzji znajdzie się jakiś powód do krytyki to po prostu dlatego, że prawie każde urządzenie ma jakieś słabsze strony.

Nie oznacza to wcale, że entuzjazm związany z odłuchem dobrego sprzętu audio mi się w ogóle nie przytrafia. Ale to co dla mnie jest powodem do żywszej reakcji na jakość dźwięku wynika z reguły z zastosowania bardzo wysokiej jakości kolumn w pomieszczeniu o bardzo dobrej akustyce. Podobnie działa to też w drugą stronę. To co jest mnie w stanie mocno zawieść i rozdrażnić też najczęściej ma podłoże bardziej akustyczne niż elektroniczne. Nie jest dla mnie obojętne jakiego wzmacniacza używam, ale muszę powiedzieć, że prawdziwego zachwytu czy głębokiego rozczarowania przy odsłuchu urządzeń elektronicznych po prostu z reguły nie odczuwam. (GS)

Jeśli mają Państwo uwagi dotyczące tej strony lub zauważyliście na niej błędy, dajcie nam znać.
Aby przekazać swoje uwagi do redakcji proszę
Copyright © 1991-2024 Magazyn Hi-Fi, Gdynia, Poland
logo hifi.pl